czwartek, 18 lutego 2016

2."Moja siła nie wzięła się z podnoszenie ciężarów. Moja siła wzięła się z podnoszenia samej siebie, za każdym razem gdy zostałam powalona przez życie"


Annabeth:
Obudziłam się o 6. Ubrałam to:














Zeszłam na śniadanie. Zjadłam musli i wypiłam kawę. Czekając, aż przyjdzie Leondre sprawdziłam jeszcze raz czy spakowałam wszystkie książki. O 7 wyszłam z domu. Bars stał, oparty o nasz płot
- Hej Leo
- Hej Annabeth
-Możesz do mnie mówić Beth, będzie łatwiej- dziewczyna roześmiała się
- Ok. Beth, idziemy?- uśmiechnął się
- Dobrze

Leo:

Pod jej domem byłem 20 minut przed czasem.  Wreszcie nadeszła 7 i brunetka wyszła. Wyglądała olśniewająco. Włosy miała rozpuszczone, lekko falowane, na twarzy miała delikatny makijaż. Wow. Poszliśmy do szkoły. Dowiedziałem się, że mieszka ze starszym rodzeństwem- bratem Jason’ em i siostrą Susan.  O rodzicach nic nie mówiła. Piesek, z którym wczoraj była na spacerze ma na imię Cody. Dziewczyna uwielbia pisać. Gdy to wszystko mi powiedziała nastała cisza. Mimo wczesnej godziny i faktu, iż był już wrzesień było strasznie gorąco. A Annabeth miała na sobie bluzę z długim rękawem
-Beth, nie jest ci gorąco?- sam miałem na sobie krótki rękaw
-Nie- odpowiedziała szybko, naciągając rękawy bluzy na dłonie. Ta nagła reakcja mocno mnie zastanowiła.  W końcu doszliśmy do szkoły. Brunetka odetchnęła zestresowana
-Ej nie bój się, będzie dobrze- powiedziałem łagodnie. Pokiwała głową. Weszliśmy do budynku. Zaprowadziłem ją do sali. Pierwszą lekcją była matematyka z naszą wychowawczynią.  Rozległ się dźwięk dzwonka. Wszyscy weszli do sali. Podszedłem razem z Beth do nauczycielki.
-O witaj skarbie- przywitała się z dziewczyną- widzę, że Leondre się tobą zaopiekował
-Tak proszę pani
-To choć przedstawisz się klasie, panie Devries proszę usiądź na miejsce
-Dasz sobie radę- szepnąłem do Beth i usiadłem obok Daniel’ a
- Dzieci proszę o uwagę, oto wasza nowa koleżanka – Annabeth, kochanie opowiedz coś o sobie- powiedziała matematyczka. Beth spojrzała na nią przerażona, a potem zaczęła cicho mówić
- Mam na imię Annabeth  Chestre, przeprowadziłam się tutaj ze Stanów, mieszkam z bratem i siostrą – powiedziała
-Dobrze dziecko, usiądź z Veronicą- nauczycielka wskazała na blondynkę, siedzącą za mną. Annabeth usiadła we wskazanym miejscu
-Hej, Veronica Magret, ale możesz mi mówić Vera- przywitała się blondynka
-Hej, Annabeth, ale możesz do mnie mówić Beth- powiedziała brunetka po czym obie zaśmiały się.


Annabeth:

Lekcje upłynęła bardzo szybko. Wyszłam ze szkoły w otoczeniu moich dwóch przyjaciół Very i Leo. Na parkingu, przed budynkiem stał wysoki blondyn
-Charlie!- krzyknął Leondre i rzucił się na chłopaka mocno go przytulając
-Cześć braciszku- powiedział blondas, czochrając Barsa . Podeszłyśmy do chłopaków
-Hej, jestem Veronica - przywitała się blondynka, wpatrując się w blondyna maślanymi oczami
-Ja jestem Annabeth- przywitałam się
-O Annabeth, Leoś dużo mi o tobie opowiadał- powiedział z uśmiechem –że jesteś śliczna, mądra że według niego...- brunet zatkał mu buzie
-Zamknij się Charlie, bo nie ręczę za siebie- warknął
-Oj dobra, dobra. Charlie jestem- przywitał się pękając ze śmiechu. Czułam, że palą mi się policzki. Czy Leo serio uważa, że.... Nie! Nie wolno tak myśleć. Zrobisz sobie głupią nadzieję!
-A tak w ogóle , to co tu robisz Charls? – spytał Devries.
-A widzisz braciszku... Przyjechałem tu bo... Przeprowadzam się!
-Co?! Gdzie?
-Leo, głuptasie, tutaj!
-Tutaj?!- wrzasnął Leon i uściskał przyjaciela- Ale się cieszę, Charlie, to super! Będziemy mieszkać w jednym mieście, widzieć się codziennie, chodzić razem do szkoły!!!!!
-No wiem Leoś!!! Jak prawdziwi bracia!
-Najprawdziwsi!- chłopcy przekrzykiwali się, ściskali i skakali wokół siebie. Byli naprawdę szczęśliwi
-Dziewczyny!- wrzasnął Bars- Idziemy uczcić to wielkimi lodami
-Dobry pomysł!- krzyknęła Veronica
-Świetny braciszku- powiedział Charlie. Wszyscy spojrzeli wyczekująco na mnie
-Zgoda- powiedziałam. Wielkie uśmiechy zagościły na naszych twarzach. Ruszyliśmy do pobliskiej kawiarni. Usiedliśmy przy stoliku i zamówiliśmy ogromne porcje lodów. Dużo rozmawialiśmy. Charlie okazał się być strasznie fajny.  Około 16 dostałam sms od Jason’ a
„Gdzie ty jesteś! Skończyłaś lekcje o 13!”- o boże zapomniałam napisać, że wrócę później
„ Nic mi nie jest. Jestem z przyjaciółmi w kawiarni. Zapomniałam napisać. Sorry”
„Dobra, następnym razem pisz, że zostajesz dłużej”
„Ok. Jeszcze raz przepraszam”
„Cieszę się, że znalazłaś przyjaciół. Baw się dobrze”
Zemdliło mnie. Nawet Jason, ten wiecznie zły na mnie, naburmuszony Jason mi współczuje...
-A ty Annabeth? Opowiesz cos o sobie?- spytał Charlie. Nagle do naszego stolika dosiadła się Katrin- dziewczyna z naszej klasy. Cóż postaram się ją scharakteryzować w kilku słowach. Wścibska, napalona na Leo, laleczka Barbie.
-O cześć- zaćwierkotała siadając Leondre na kolanach(!!!) – Nie przerywajcie sobie. W sumie sama mam do ciebie pytanie Annabeth... Czemu mieszkasz tylko z bratem i siostrą? Gdzie są twoi rodzice?- spytała słodko z wrednym uśmiechem.  Wciągnęłam głęboko powietrze. Leo zrzucił Katrin z kolan i podszedł do mnie. A ja wstałam szybko i uciekłam do łazienki. Zamknęłam się w niej i stanęłam przed lustrem. Łzy zaczęły ciec mi po twarzy. Umarli... Zginęli w wypadku samochodowym. Jechaliśmy na urodziny znajomych. A z drugiej strony jechał pijany kierowca. Pamiętam huk, krzyki. Potem straciłam przytomność... Gdy się ocknęłam wieźli mnie do szpitala Spytałam gdzie rodzice. Pielęgniarka spojrzała na mnie i powiedziała, że miałam szczęście, że to był tragiczny wypadek. Wtedy zrozumiałam. Zginęli... zaczęłam krzyczeć. I znów zemdlałam. Gdy się obudziłam przy łóżku szpitalnym stała Susan i Jason, mamy i taty nie było. Zrozumiałam, że już nigdy nie będzie...
A teraz siedziałam tutaj, w łazience i płakałam. Usłyszałam jak ktoś otwiera drzwi. Leo wszedł i usiadł koło mnie. Milczał
-Oni umarli... w wypadku samochodowym. Byłam tam wtedy z nimi...- powiedziałam cicho i znów wybuchłam płaczem
-Ciii Beth, księżniczkooo, nie płacz- powiedział  spokojnie, przytulając. Księżniczko? To może jednak...Nie!!!! Ogarnij dupę ! On nigdy nie będzie z kimś takim jak ty!
-Idziemy? Vera i Charlie strasznie się martwią –pokiwałam głową na znak zgody. Wróciliśmy do stolika. Chłopcy robili wszystko by mnie rozbawić. I nie powiem, udało im się to.  Już po 15 minutach, razem z Veronicą śmiałyśmy się, aż nas brzuchy bolały. Gadaliśmy i gadaliśmy z rzeczy poważnych przechodząc na głupkowate i na odwrót. W pewnym momencie piknął mi telefon, Znów Jason
„ Nie chcę przeszkadzać, ale późno już. Powinnaś już wracać. Jutro sobota, będziecie mogli się spotkać”
„ Ok., będę się zbierać”
Westchnęłam
-Co jest? – spytał Charlie
- Muszę wracać do domu...
-Już....- wyjęczał Leo
-Jest 22 Leondre- roześmiała się Vera- I tak zaraz zamykają
-No to chodźmy- powiedział blondyn i poprosił kelnerkę o rachunek. Wyszliśmy w noc.
-Do kogo najpierw? Veronica?- spytał Charlie
-Uhm, spoko - popatrzyłam na nią i uśmiechnęłam się. Odwzajemniła uśmiech
-Chłopaki, kierunek, mój dom!- krzyknęła Veronica i wszyscy  wybuchliśmy śmiechem. Po piętnastu minutach byliśmy przed jej domem
-Pa chłopcy. Pa moja bff- krzyknęła i weszła do domu.

Charlie:

Przyjechałem, pod szkołę Leo, by przekazać mu radosną nowinę na temat mojej przeprowadzki. Wyszedł z budynku w otoczeniu dwóch dziewczyn. Jedna brunetka- najpewniej Annabeth- o której Leoś wczoraj mi opowiadał- druga blondynka. Najpiękniejsza dziewczyna na świecie... Długie blond włosy i te piękne niebieskie oczy
- Hej, jestem Veronica- oniemiałem. Te oczy... ughh...  Po zapoznaniu się, wszyscy poszliśmy na lody. Wtedy na dziewczyna, co się dosiadła spytała Annabeth o rodziców. Gdy brunetka uciekła, a Leo pobiegł za nią zostałem sam z Verą. Rozmawialiśmy, wymieniliśmy się numerami. Ciągle patrzyłem jej w oczy. Ona w moje też . Te chwile były takie magiczne. Potem wrócił Leo z Annabeth. Odprowadziliśmy dziewczyny do domów i poszliśmy do Leo, u którego nocuje

Leo:

Annabeth.... Najpiękniejsza najmądrzejsza i najsilniejsza dziewczyna na świecie... Jest taka idealna.  Zdaje mi się jakbym znał ją  od zawsze. Choć nie wiem o niej nic to... Ach.....

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wiem, że krótkie i w ogóle, ale no.... <3
Mam nadzieję, że się wam podoba :-*


środa, 17 lutego 2016

1. Los splątał nasze drogi...

Annabeth:
Usiadłam na łóżku w moim pokoju. Moim NOWYM pokoju. Tak, przeprowadziłam się. Do Walii. Mój brat dostał świetną pracę właśnie tutaj.  Więc jesteśmy. Cieszę się. Lubię zmiany. a poza tym... Udało mi się uciec od poprzedniego życia.
- Rozpakowałaś się już? – spytała moja siostra, wchodząc do pokoju
-Już prawie – odpowiedziałam, otwierając ostatni karton
- Jason mówi, że jak skończysz to masz wyprowadzić psa
-Okej – Susanne wyszła. Odłożyłam ostatnie książki na półkę, wzięłam smycz i zawołałam Cody’ iego – mojego labradora. Skierowałam kroki w kierunku pobliskiego parku. Włożyłam słuchawki do uszu i puściłam Your love is lie – Simple Plan.  Była jesień. Moja ulubiona pora roku. Alejka, która przemierzałam była cała zasypana rożno-barwnymi liśćmi. Rozmyślałam nad tym co zostawiłam w Ameryce. Nad moim poprzednim życiem. Pełnym cierpienia, bólu i cięcia się. Dość!- zganiłam się w duchu- To już było. Pomyśl o czymś co dopiero będzie. – także zaczęłam snuć wizje na temat nowego życia. To zajęcie całkowicie mnie pochłonęło i ocknęłam się dopiero, leżąc na ziemi
- Przepraszam bardzo, zamyśliłem się i cię  nie zauważyłem- tłumaczył się chłopak, na którego wpadłam. Spojrzałam na niego i całkowicie zatopiłam się w jego czekoladowych oczach.
-Wszystko w porządku?- spytał przerywając ciszę
-Tak, tak- odpowiedziałam, rumieniąc się- To ja przepraszam, także się zamyśliłam- chłopak uśmiechnął się.
-Leondre- powiedział, podając mi rękę
-Annabeth
- Nigdy nie widziałem cię w Port Talbot, a raczej nie przegapiłbym tak pięknej dziewczyny- zarumieniłam się , znowu...
-Dzięki. Dopiero się wprowadziłam. Wcześniej mieszkałam w Stanach
-Wow, spora przeprowadzka- powiedział  ze śmiechem
- Ile masz lat?- spytał
-15
-To tak jak ja- uśmiechnął się – Będziemy chodzić razem do klasy
-Serio? – zapytałam ucieszona
-Tak. Jak będziesz chciała to ci wszystko w szkole pokaże
-Byłabym wdzięczna Bars- uśmiechnęłam się, przypominając sobie skąd znam tą twarz . Chłopak wyszczerzył zęby. Nagle zadzwonił mi telefon. Susan
-Tak?
-Wracaj już. Przeszło godzinę cię nie ma. Zaczynałam się martwić
-Wszystko jest ok, Sus. Już wracam – powiedziała m i rozłączyłam się
-Mogę cię odprowadzić?- zapytał Leondre
-Pewnie- w drodze do mojego domu bardzo dużo rozmawialiśmy. Doszliśmy pod mój dom
-O 7 będę tu na ciebie czekał i pójdziemy do szkoły- powiedział
-Ok., dzięki Leondre
-Mów mi Leo
- Dziękuje Leo- powiedziałam, pomachałam mu na pożegnanie i weszłam do domu.

Leo:
Szedłem przez park i wpadłem na jakąś dziewczynę. Najpiękniejszą dziewczynę na świecie. Z pięknymi brązowymi włosami i najcudowniejszymi, zielonymi oczami na świecie. Nazywa się Annabeth. I będzie chodziła ze mną do klasy. Czy może być coś lepszego??? Oczywiście, że nie...
Wparowałem do domu i pobiegłem do swojego pokoju. Wyjąłem kartkę, długopis i zacząłem pisać rap o dziewczynie z moich marzeń. Po godzinie skończyłem. Właśnie wtedy weszła Tilly- moja młodsza siostra.
-Jak ma na imię? – spytała.  Jak to się dzieje, że ona zawsze wszystko wie?
- Annabeth
- Ślicznie
-Wiem
-Nie sknoć niczego Lee
-Dzięki  Tilly- dziewczyna uśmiechnęła się i wyszła z pokoju. O 23 zgasiłem światło i zasnąłem, śniąc o Annabeth

------------------------------------------------------------------------------------------------------
Hej, to pierwszy rozdział. Nie jest najlepszy, ale potem się rozkręcę :-)
Mam nadzieję, że wam się podobało. Zachęcam do komentowanie ;-)
Ps. Z góry przepraszam za błędy ortograficzne :-*