Jak wiecie lub nie, byłam na Young Star Festiwalu. Miałam zwykły bilet, ale jak dla mnie to i tak dużo. Miałam spotkać moją ibf, niestety nie udało się. Spotkamy się kiedyś, wierzę w to... Od razu przejdę do sedna. Ostrzegam, że nie jest to jakoś super napisane, było tworzone pod wpływem emocji, mam nadzieje, że to zrozumiecie. No to... zaczynamy :
Spotkałam się z całą ekipą w kolejce. Ja, moja kuzynka, kuzyn i koleżanki kuzynki. Od wejścia rzuciliśmy się na stoiska. Każdy kupił sobie silikonkę ulubionego wykonawcy. Pokreciliśmy się trochę. Weszliśmy na salę i stanęliśmy w swojej strefie. Na szczęście wszystko widzieliśmy. Wtedy na scenę wyszedł
Remo. Mój idol, przyjaciel, ojciec... Łzy wzebrały mi się w oczach. On naprawdę tu był. Zaczęłam cicho płakać i piszczeć razem z innymi dziewczynami. Moja kuzynka mówiła roześmiana, że mam mie ryczeć. Ale nie wiedziała co mówi. Widziałam go. On istnieje. Tylko to się liczyło. Stuu i Joker zapowiedzieli pierwszego artystę. Kaje Jabłońską. Całą ekipą pokołysaliśmy się w rytmie coveru piosenki Katty Perry. Następnie na scenę wyszedł Marcin Patrzałek, mistrz gitary. Faktycznie grał niesamowicie, no i był cholernie przystojny haha. Samuel Nascimento śpiewał piosenki Violetty więc mieliśmy mega bekę ale i tak tańczyliśmy w rytm muzyki. Poszliśmy kupić sobie picie. Gdy wróciliśmy, na scenę wchodził David Bullley. Krótki opis: mega ciacho z pięknym głosem i zajebistymi niebieskimi oczami... Na Room 94 też było super. I wreszcie wszedł Multi!!! Wtedy zaczęła się zabawa. Tańczyliśmy, śpiewaliśmy, krzyczeliśmy. To samo na Gimpsonie. Postanowiliśmy zrobić sobie dłuższą przerwę. Wróciliśmy dopiero na Sylwię Lipkę. Śpiewaliśmy każdą piosenkę. To samo na Sylwi Przybysz. A po niej... Jeremi i Artur!!!! To była magia. Gdy zobaczyłam Artura po raz drugi tego dnia popłakałam się. Po nich była Saszan. Jako, że nikt z naszej ekipy jej nie lubił poszliśmy poszukać jakiś artystów. Nagle natknęłam się na Dominika Łupickiego <3 Niestety zdążyłam go tylko przytulić i nie mam zdjęcia... Ale chociaż to. Potem poszliśmy na Tede. Nie znaliśmy żadnej jego piosenki, ale i tak fajnie było. Jacek zszedł ze sceny po deszczu Picolo (xD) i na scenę wyszedł Joker
-Nadszedł moment, na który czekaliście. Bar... - nie dał rady dokończyć bo przez salę przebiegł ogłuszający pisk. Nadszedł ten moment. Wymieniłam spojrzenie z kuzynką. To już. Czekałam na to rok. Weszli na scenę. Stanęłam na palcach i ich widziałam. Zaczęłam płakać. Potem pamiętam tylko śpiew, śmiech i łzy. Szaleni na scenie. Gdy zaczęło się Stay Strong, stanęłam na baczność. Ta piosenka to mój hymn wolności
This is girl I know, she feels unknown
Just wanna have attention, cries on her own
Got nobody to go to, she feels so scared
Doesn’t wanna go to school, cries in the bed
She got a couple friends, they think she’s okay
Inside the pain haunts her, day by day
She still hasn't given up, she doesn’t see the point
She just wants happiness but emotions disappoint
She blames herself, she traps her mad
For every single little trouble that she’s ever had
The pain she enjoys, you can see it through her shirt
Bearing the scars, of society's burns.
No more pain,
No more tears,
There’s no need to cry no more,
There’s nothing left to fear,
No more pain,
No more tears,
You don’t need to lie no more,
Cause now you know were here.
Każde słowo głośno i wyraźnie
A potem było Hopeful. Wszyscy śpiewaliśmy. Było niesamowicie. Potem chłopaki dostali nagrody. Platynową płytę za 143 i nagrodę za najlepszy zespół 2016. Byłam strasznie wzruszona
-Thank you Poland, see you in September, kocham Cię - powiedział Charlie na koniec. Czułam jakby ktoś mnie uderzył. We wrześniu? Co kurwa? Boże tak!!!! - krzyczałam.
- Słyszeliście, potwierdzili, przyjeżdżają do nas we wrześniu!!!- powiedział Joker. Zaczęłam ryczeć. Wyszliśmy z Torwaru. Podeszłam do taty cała zaryczana. Podziękowałam mu za koncert. Mamie też. Pomogli mi spełnić moje marzenia. Podsumowując: dzień który miał być katastrofą jest jak na razie niepiękniejszym dniem mojego życia <3
Teraz 23 września jest koncert w Poznaniu. Rodzice pozwolili mi jechać. Jeśli mi się uda, mogę kupić M&G. Wszystko okaże się jutro. Jedno wiem na pewno. Będę spełniać swoje marzenia dalej bo to wspaniałe uczucie
poniedziałek, 29 sierpnia 2016
sobota, 20 sierpnia 2016
Informacja
Kochani,
Ostatnio dość kiepsko w moim życiu, mam załamanie nerwowe i bardzo się na kilku osobach zawiodłam dlatego nowy rozdział będzie musiał trochę poczekać. Może uda mi się napisać jakąś relacje z Young Star Festiwal, na którym będę. Może to poprawi mi humor bo szczerze mówiąc nie chce tam jechać, a nie mogę sprzedać biletu...
Życzę wam miłego wieczoru <3
Ostatnio dość kiepsko w moim życiu, mam załamanie nerwowe i bardzo się na kilku osobach zawiodłam dlatego nowy rozdział będzie musiał trochę poczekać. Może uda mi się napisać jakąś relacje z Young Star Festiwal, na którym będę. Może to poprawi mi humor bo szczerze mówiąc nie chce tam jechać, a nie mogę sprzedać biletu...
Życzę wam miłego wieczoru <3
czwartek, 11 sierpnia 2016
30. Musisz żyć....
Dla kochanej Madzi. Jeszcze tylko 17 dni... I nie obrażaj się na mnie <3 Kc max *-*
--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Veronica:
Razem z mamą wbiegłyśmy do szpitala. Znalazłyśmy
recepcję
-Mój chłopak Charlie Lenehan, został tu przywieziony
jakoś 4 godziny temu, w jakiej jest sali? – mówiłam szybko
-Przykro mi, ale nie mogę udzielić takiej informacji
-Ale…
-Posłuchaj, nie to znaczy nie
-Nie? To ty posłuchaj , mam zamiar k*rwa iść do
mojego chłopaka czy taka s*ka jak ty mi pozwoli czy nie! – wrzasnęłam. Kobieta
zrobiła zdziwioną minę
-Spokojnie, dziewczynka jest ze mną – powiedział
ktoś. Odwróciłam się. Mama Charliego. Podbiegłam do niej
-Co z nim?
-Chodź – powiedziała i zaprowadziła mnie do sali.
Leżał tam, podpięty do mnóstwa maszyn. Zaczęłam płakać.
-Mój Charls…
-Spokojnie kochanie
-Jaki jest jego stan?
-Ciężki… On… On walczy o życie Veronic – powiedziała
kobita. Zaczęłam płakać jeszcze głośniej. On nie może umrzeć. Nie. Nie. On musi
żyć. Nie może zginąć…
-Vera? – spytał męski głos. Odwróciłam się .
Leondre. Jeden palec miał na szynie, na głowie miał bandaż. Rozłożył ręce.
Przytuliłam go.
-Tobie nic nie jest?
-Parę siniaków, zadrapań, złamany palec, poparzenia,
ale ogólnie to wszystko jest ok.
-Co się właściwie stało? – spytałam. Chłopak
zasmucił się i westchnął
-Miałem zły humor i Charlie uznał, że pojedziemy na
nocną przejażdżkę. Wzięliśmy samochód jego mamy i pojechaliśmy. On kierował.
Jechaliśmy sobie spokojnie, wesoło gadając. Nagle poczułem mocne szarpnięcie i
straciłem przytomność. Gdy ją odzyskałem samochód płonął. Udało mi się
wyciągnąć z niego nieprzytomnego Charliego i oddalić się kawałek dalej.
Zadzwoniłem po karetkę i znów zemdlałem. Potem ocknąłem się w szpitalu. Ponoć
wpadliśmy w poślizg. Jedno jest pewne. Jak Charlie się obudzi zabiorą mu prawko
– roześmiał się gorzko
-Jeśli się obudzi – mruknęłam
-Ej, trzeba wierzyć. Na pewno się obudzi. Ma dla
kogo – szturchnął mnie przyjaźnie
-A propos miłości, Annabeth tu jedzie
-Co? Serio? Jak wyglądam?
-Naprawdę? Właśnie miałeś wypadek, ona nie będzie
patrzeć na to jak wyglądasz – uśmiechnęłam się
-A kiedy będzie? – spytał. W tym momencie piknął mi
telefon. Sprawdziłam wiadomość
-Już jest. Leć do niej- popchnęłam go w kierunku
recepcji.
Annabeth:
Powiem tak, w połowie drogi Jason wymiękł i pozwolił
mi prowadzić. Prułam autostradą 140km/h na jego motorze. Nie było zmiłuj. Mój
Leoś miał wypadek. Pędziłam tak szybko, że łzy nie miały możliwości spływania
mi po policzkach co było dość dobre
-Napisz z mojego telefonu do Very, że już jestem –
wrzasnęła, próbując przekrzyczeć wiatr i podając bratu mój telefon. Po 5
minutach podjechałam pod szpital. Zeskoczyłam z motoru i wbiegłam do budynku.
Rozejrzałam się wokół zdezorientowana.
-Też do Lenehana? – spytała bynajmniej znudzona
recepcjonistka. Czyli Vera już jest.
-Nie, do Devriesa
-W tamtą stronę – mruknęła kobieta, wskazując mi
kierunek ręką. Szybkim krokiem skierowałam się do tamtego korytarza. Wyszłam
zza zakrętu i wtedy go zobaczyła. Bandaż na głowie i na ręce. Zmierzwione
brązowe włosy opadały mu na oczy, które spoglądał prosto na mnie
-Leo – wyszeptała. On żyje. Nic mu nie jest. Boże….
Zaczęłam biec. On też. Spotkaliśmy się w połowie korytarza. Wskoczyłam na
niego, oplatając go w pasie nogami. Przytulił mnie mocno do siebie.
-Beth – szepnął. Wtuliłam się w niego
-Żyjesz – powiedziałam. Odstawił mnie na ziemię.
Słone łzy ciekły mi po twarzy. Mu także
-Nie zostawiłbym cię – wiedział ile te słowa dla
mnie znaczą. Zbliżyliśmy się i złączyliśmy usta w pocałunku. Gwałtownym i
namiętnym, pełnym tęsknoty, strachu. Drugi był już delikatny, pełen miłości.
-Już się namyśliłam. Wrócę do ciebie i nigdzie się
już nie ruszę - powiedziałam
-Kocham cię Annabeth
-Kocham cię Leondre
Veronica:
Gdy zobaczyłam ich idących za rękę już wiedziałam,
że Beth podjęła właściwą decyzje
-Wróciliśmy do siebie – pochwalił się Leondre.
Zdobyłam się na delikatny uśmiech mimo, że łzy cały czas ciekły mi po
policzkach
-Co z nim? – spytała moja przyjaciółka
-Walczy o życie – wyszeptałam i osunęłam się po
ścianie na podłogę. Annabeth usiadła obok mnie i objęła bardzo mocno. Nic nie
mówiła. Rozumiałyśmy się bez słów. Charlie też mnie rozumiał. A możliwe, że on…
On może umrzeć
-Nic mu nie będzie skarbie- powiedziała Beth, jakby
czytając mi w myślach. Także płakała. Leo też. Siedzieliśmy obok siebie, jak
taka kupka nieszczęścia, wszyscy płaczący i pogrążeni w ponurych myślach. Co
zrobię jeśli Charlie naprawdę się nie obudzi? Co wtedy… Nie dam rady żyć w
świecie, w którym nie ma go… Nie będę umiała żyć bez niego
Leondre:
Dziewczyny zasnęły przytulone do siebie. Znalazłem
koc, przykryłem je i poszedłem się przejść. Stanąłem przy szybie i spojrzałem
na mojego przyjaciela. Potem cicho otworzyłem drzwi do Sali, w której leżał i
podszedłem do jego łóżka. Dobrze wiedziałem, że nie mogę tu być, ale nie mogłem
się powstrzymać. To mój brat
-Hej Charls. Bracie musisz się obudzić. Musisz
wyzdrowieć. Nie możemy zawieść naszych fanów. Nie możesz zawieść Very. Ona nie
da rady bez ciebie żyć. Wiem to. Ona tu jest blondasie. Przyjechała jak tylko
się dowiedziała o wypadku. Beth też. W ogóle to znów jesteśmy razem… Brakuje
nam ciebie bracie. Nie możesz umrzeć. Vera sobie nie poradzi… ja sobie nie
poradzę – powiedziałem i pozwoliłem łzą spływać po twarzy. Ten raz mogłem
płakać. – nie możesz nas zostawić Charlie – wyszeptałam i wyszedłem z sali.
Wtedy na korytarzu zobaczyłem moją mamę i Tilly
-Leo! – krzyknęła moja siostra. Zaczęła biec w moim
kierunku. Przytuliłem ją mocno. Potem dołączyła do nas jeszcze moja mama
-Boże, synku, nic ci nie jest – mówiła szybko, na
krótkim oddechu. Zdecydowanie dzisiaj jest za dużo smutku, łez i stresu
-Annabeth tu jest?- spytała Matillda
-Tak, Vera też
-A co z Charliem? – zapytała moja matka. Przełknąłem
ślinę
-Ciężki stan. Cały czas walczy. Ma kolejne
obserwacje za pól godziny. A teraz wybacz, idę do dziewczyn – uśmiechnąłem się
blado i usiadłem obok wpół przytomnych Beth i Very
-Chodźcie, skombinuje nam herbatę, a potem moja mama
zabierze was do hotelu
-Nigdzie nie pójdę – mruknęła Veronic
-Leo ma racje, musisz się przespać. Jutro z samego
rana tu wrócimy, okej? –powiedziała Annabeth
-No okej – zgodziła się. Poszedłem kupić im herbatę
w automacie, a gdy ją wypiły przyszedł czas na pożegnanie
-Boję się, że zasnę a tobie się coś stanie –
wyszeptała moja dziewczyna, przytulając mnie
-Ej, nie martw się , wszystko będzie dobrze-
pocałowałem ją. Potem razem z Verą wyszły ze szpitala
Annabeth:
Pojechałyśmy z mamą Leondre do hotelu i od razu
padłyśmy na łóżko. Byłyśmy potwornie zmęczone. Łóżko było małżeńskie ale my
śle, że i tak sapałybyśmy razem więc nijak nam to nie przeszkadzało
-Obudzi się? - spytała Vera, gdy już zasypiałam
-Na pewno Skabie. Nie martw się
-Dobrze. Dobranoc
-Dobranoc- powiedziałam i zamknęłam oczy. Ale nie
zasnęłam. Pół godziny później usłyszałam szept Veronic
-Kochana Bridget, wiesz jak bardzo go kocham. Zrób
wszystko co w twojej mocy żeby przeżył. Proszę siostrzyczko. Ja go potrzebuje.
Proszę….
środa, 10 sierpnia 2016
29. "Jadę..."
Annabeth:
-Czy ty jesteś powalona?!!! Masz 15 lat!!! Jesteś
jebnięta!!! Masz szlaban, rozumiesz?!!!! Zakaz wychodzenia z domu przed
najbliższe pół roku!!!- darł się Jason, a mi głowa pękała na mnóstwo maleńkich
kawałeczków
-Jason, nie uważasz, że pół roku to przesada –
zasugerowała cicho Susan
-Przesada?!!! Ona ma15 lat!!!
-No to co! Mam ci przypomnieć ile lat miałeś gdy
wróciłeś pierwszy raz nachlany do domu?! Może zamiast na nią krzyczeć
powinieneś się zastanowić dlaczego to zrobiła!
-Okej, rozumiem! Mam 15 lat! Jestem dzieckiem,
popełniłam błąd. Mam szlaban. A teraz zostawcie mnie w spokoju – wrzasnęłam i
uciekłam do swojego pokoju. Usiadłam na łóżku i włożyłam twarz w poduszkę. Było
mi głupio. Faktycznie moje zachowanie było strasznie nieodpowiedzialne. Nie
wiem czemu to zrobiłam. Filmik z Leo mnie zranił, ale bez przesady… Jak mogłam
być tak głupia. Usłyszałam pukanie do pokoju. Po chwili ktoś usiadł obok mnie
na łóżku. Podniosłam głowę. To była Susan
-Co się dzieje kochanie? – spytała cicho. Nic nie powiedziałam
-Ann wiesz, że nam…
-Nie mów do mnie Ann ! – krzyknęłam i wybuchłam
głośnym płaczem. Tylko tata tak na mnie mówił
-Dobrze. Ale ty powiedz mi co się dzieje
-Ja… Mam problemy z Leondre. Brakuje mi rodziców.
Czasami robi mi się głupio, że tak dobrze się bawię, podczas gdy oni nie żyją
-Beth! Nie wolno ci tak myśleć! Rodzice na pewno
chcieliby żebyś była szczęśliwa.
-A ty? Jesteś szczęśliwa?- spytałam. Zamyśliła się
-Wiesz co? Tak. Jestem szczęśliwa. Dzięki wam –
powiedziała i przytuliła mnie
-W rocznice pojedziemy do Stanów. Będziesz mogła
wziąć Verę. Pozwiedzacie sobie trochę. Co o tym myślisz?
-Przecież mam szlaban
-Na grób rodziców nie ma prawa zabronić ci jechać. A
co do reszty to go przekonam
-Dziękuje
-Nie ma za co –
powiedziała – Vera powiedziała, że wróci z książkami około 13
-Oki
-Idź jeszcze spać, bo
widzę, że jesteś padnięta
-Idę. Dobranoc
-Dobranoc
Leondre:
Z ostatniej nocy mało
co pamiętam. Porządnie się nachlałem. Teraz leże na łóżku w autokarze, a
Charlie stara się mnie kryć. Głowa boli mnie tak bardzo, że mam ochotę ją sobie
odciąć. Serio. A dzisiaj mamy jeszcze koncert. Masakra
-Cześć debilu, jak się
czujesz? Główka pęka? – spytał z mściwym uśmiechem Charls, siadając obok mnie
-Spadaj
-Ejj młody, to nie moja
wina, że się nawaliłeś
-Wiem. Sorry
-No. A teraz ogarnij
dupę. Masz tu tabletki na kaca i wodę. Weź prysznic. Pójdziemy się przejść.
Świeże powietrze dobrze ci zrobi
-Dzięki bracie –
powiedziałem, połykając leki. Wyjąłem z walizki czarne rurki i szarą bluzę
wciągną przez głowę. Poszedłem do łazienki i wziąłem prysznic. Ogarnąłem włosy
i założyłem buty.
-Jestem gotowy
-Okej, idziemy
Veronica:
Napisałam Charliemu
wiadomość, opisując mu wszystko co się wczoraj zdarzyło. Zjadłam śniadanie i
uszykowałam sobie wszystkie potrzebne podręczniki. Około 12. 50 wyszłam z domu
i skierowałam się do Beth.
Zapukałam. Drzwi
otworzył mi wściekły Jason
-Annabeth nie przyjmuje
gości- warknął. Przestraszona cofnęłam
się kilka kroków
-Jason, opamiętaj się!
Dziewczynki będą się razem uczyć. Wchodź Vera – w drzwiach pojawiła się Susan z
łagodnym uśmiechem. Weszłam do środka i od razu skierowałam się do pokoju mojej
przyjaciółki. Gdy do niego weszłam zastałam brunetkę siedzącą nad książkami
-Miałaś na mnie
poczekać – roześmiałam się. Dziewczyna szybko podniosła głowę
-O, hej Vera
-Hej, hej. Jedziemy z
tym koksem c’nie?
-Pewka – uśmiechnęłyśmy
się do siebie i każda zagłębiła się w lekturze swojego podręcznika
Przerwy miałyśmy tylko
na obiad i wyjście z Cody na spacer. Siedziałyśmy, czytałyśmy podręczniki,
notatki, ja robiłam zadania, Beth jakieś testy. Około 20 skończyłyśmy.
-To w niedzielę
powtórzymy sobie jeszcze wszystko
-Dobry pomysł
-Będziesz mogła jutro
przyjść?- spytała brunetka
-Niestety nie. Jadę z
rodzicami do cioci… Ale w niedzielę na pewno przyjdę
-Oki, Bajo –
przytuliłyśmy się na pożegnanie. Wróciłam do domu i padłam zmęczona na łóżko.
Cały dzień nauki to zdecydowanie nie jest coś dla mnie…
Annabeth:
Wzięłam prysznic,
obejrzałam parę filmików na yt, zjadłam żelki. Nim się obejrzałam było grubo po
22. Zeszłam na dół. Jason już na mnie czekał
-Jeśli znów chcesz mi
prawić kazanie to sobie lepiej odpuść- mruknęłam
-Jak ty się do mnie
zwracasz?!
-Normalnie
-Nie! Właśnie nie!
Domagam się odrobiny szacu…
-Nie jesteś moim
ojcem!!!! Nie oczekuj szacunku jaki miałam do taty!!! – wrzasnęłam. Pobiegłam
do swojego pokoju. Usiadłam przy biurku, założyłam słuchawki i puściłam sobie
losową piosenkę na maxa. Padło na
Eminema – Not afraid. Przymknęłam oczy i całkowicie się wyłączyłam wsłuchując w
słowa piosenki.
Wróciłam do świata
żywych dopiero około wpół do 12. Uznałam, że chce mi się pić. Wzięłam telefon w
kieszeń i zaczęłam schodzić po omacku po schodach. Nagle mój iPhona zadzwonił.
Spojrzałam na wyświetlacz. Vera
-Hej kochana, co się
dzieje?
-Beth… Oni… Boże… -
łkała
-Spokojnie, powiedz mi
co się stało
-Charlie i Leo…Oni
mieli wypadek!!!!– płakała do słuchawki. Zawirowało mi w głowie
-Gdzie są?
-Szpital św. Tomasza w
Londynie
-Jadę
------------------------------------------------------------------------------------------------
Dam dam dammmmmm
Następny rozdział już niedługo <3 Mam taką nadzieję przynajmniej xDD
Subskrybuj:
Posty (Atom)