Veronica:
Usłyszałam
ryk silników i zacisnęłam rękę na podłokietniku
-Ejjj,
wszystko będzie dobrze – Charlie roześmiał się i nachylił by zapiąć mi pasy
-Nie za
mocno? – spytał zaciskając je. Pokręciłam przecząco głową, przełykając
zdenerwowana ślinę. Pocałował mnie delikatnie. Odwzajemniłam pocałunek.
-Nie przy
ludziach zakochańce – Leondre przerwał nam krztusząc się ze śmiechu
-Oj zostaw
ich w spokoju debilu – Annabeth pacnęła go w głowę
-Popieram
twoją dziewczynę Devries – mruknął Charlie i usiadł na swoim miejscu.
Pocałowałam go w policzek i chwyciłam za rękę
-Nie
denerwuj się Vera, to przyjemne, nie ma się czym martwić. Nawet się nie
obejrzysz, a będziemy już we Włoszech – powiedziała Beth
-Dzięki –
uśmiechnęłam się do niej i przechyliłam przez wąskie przyjście oddzielające
nasze siedzenia by ją też chwycić za rękę
-Proszę
sprawdzić czy mają państwo zapięte pasy. Bagaż podręczny prosimy schować do
półek na państwa głowami lub pod fotel przed państwem. Prosimy o wyprostowanie
foteli, złożenie stolików, wyłączenie wszystkich sprzętów elektronicznych. Mogę
je państwo ponownie włączyć gdy wydamy taki komunikat, jednak prosimy by były
one wtedy przełączone na tryb samolotowy dla waszego bezpieczeństwa. –
powiedział pilot. Silniki przyśpieszyły a my zaczęliśmy wtaczać się na pas
startowy. Samolot rozpędzał się, a ja jeszcze mocniej zaciskałam dłoń
Charliego. Trudno, najwyżej palce mu odpadną. Rozjerzałam się po samolocie.
Beth studiowała przewodnik po Włoszech, Leondre leżał przytulony do niej i
czytał jej przez ramię, Charlie patrzył przez okno, gładząc moją dłoń, jakiś
pan spał, kilka dzieci płakało, ale wydaje mi się, że nawet one nie były tak
przerażone jak ja. Zacisnęłam powieki i wtuliłam się w oparcie fotela. Nagle
poczułam jak Maszna odrywa się od ziemi. Wcale nie krzyknęłam i wcale nie zagryzłam
dolnej wargi, tak, że krew mi leciała. Wcale a wcale…
Annabeth:
Lecimy już
pół godziny i Veronica powoli się uspokaja i zaczynamy rozmawiać o tym co
zrobimy gdy już będziemy w swoim domku.
-Leo, ile
jest sypialni? – spytał Charls
-Dwie –
powiedział mój chłopak z cwaniackim uśmiechem.
-Idealnie –
powiedział blondyn. Spojrzałam Ne Veronice, porozumiewawczo
-Verca,
będziemy w jednym pokoju? – spytałam
-Pewnie
Beth, z Toba zawsze - odpowiedziała i obie wybuchłyśmy śmiechem na widok min
naszych chłopców.
Postanowiłam
się przespać, więc położyłam głowę koło okna, a nogi położyłam na Leondre,
włożyłam słuchawki w uszy i zamknęłam oczy.
Poczułam
delikatne szturchanie
-Księżniczko,
obudź się, zaraz lądujemy
-Już, już –
przeciągnęłam się i zaczęłam chować słuchawki do plecaka
Po 20
minutach wyszliśmy z samolotu i uderzyło nas ciepłe powietrze. Wakacje…
Odebraliśmy
swoje bagaże i wyszliśmy z lotniska.
-Dalia,
wiecie, ta co 5 dni będzie nas sprawdzać, powinna już być – powiedział Leondre.
I faktycznie, w cieniu palmy stała starsza pani z wielkim uśmiechem i
kartą napisem PAŃSTWO LENEHAN I PAŃSTWO
DEVRIES. Podeszliśmy do niej
-Hola –
przywitała się
-Hola –
powiedziałam
-Tej, co ona
mówi? Nie znam tego tam włoskiego – mruknął przerażony Leondre
-Nie martw
się Leo, mówię po angielsku – roześmiała się, a my razem z nią. Tylko mój
chłopak zrobił zmieszaną minę
-Przepraszam
– wydukał i schował się za mną
-No dobrze.
Nazywam się Dalia, odwiozę was razem z mężem Giorgo do waszego domku. Będę do
was wpadać co kilka dni żeby sprawdzić czy żyjecie. Ale teraz wy. Leondre to
wiem, Charlie to wiem, a wy dziewczynki jak się nazywacie? – spytała
-Ja jestem
Veronica – przedstawiła się blondyna
-Devries czy
Lenehan? – zapytała włoszka, a my parsknęliśmy śmiechem
-Lenehan –
powiedział Charlie, przyciągając Vee do siebie
-Ja jestem
Annabeth Chestre
-Chwilowo. W
przyszłości Devries – dorzucił Leondre, przekładając mi rękę przez ramię
-Jesteście
wszyscy strasznie uroczy. Jak ja i Giorgo w młodości ha! – roześmiała się i
zaprowadziła nas do samochodu
Po
półgodzinie dojechaliśmy na miejsce. Zza wielkich drzew oliwkowych wyłonił się
kremowy dom, z niebieskimi okiennicami. Stał ona na szczycie klifu, a poniżej
było już morze
-Omg –
wydusiłam z siebie gdy już wysiedliśmy i pożegnaliśmy się z Dalią oraz
Giorgiem.
-Zanieśmy
torby do pokojów i idźmy nad morze – zaproponował Charlie. Wszyscy chętnie się
zgodziliśmy
-Leo,
idziesz? – spytałam
-To nie
śpisz z Verą – spojrzał na mnie zdekoncentrowany
-Mam dzień
dobroci dla zwierząt, chodź
-Tak! –
krzyknął i pobiegł za mną. Otworzyłam drzwi naszego pokoju i mnie zamurowało.
-Jezu, jaki
piękny!!! – odłożyłam plecak przy drzwiach i ruszyłam na obchód. Cały pokój był
utrzymany w delikatnych różowych i kremowych barwach. Cała podłoga wyłożona
była mięciutkim dywanem. Białe meble były pięknie zdobione. Z okna mieliśmy
wprost cudowny widok na morze. Położyłam się na wielkim łóżku z baldachimem.
Było mięciutkie, jakby leżało się na chmurce. Poczułam, że Leondre kładzie się
obok mnie i przytula mnie
-Podoba się?
-Jest
cudownie – powiedziałam. Leżeliśmy chwilę w ciszy
-Kocham cię
– wyszeptałam
-Ja ciebie
też
-Zbieramy
się?
-Ok.- wstał
z łóżka a potem mnie podniósł i postawił na ziemi. Wzięłam z walizki strój
kąpielowy i luźną sukienkę, a potem skierowałam się do naszej łazienki ( są
dwie, jedna w jednej sypialni, druga w drugiej) Przebrałam się i postanowiłam
iść do Very
-Idę do
Lenehanów, a ty się przebierz – powiedziałam Leondre i wyszłam. Verę spotkałam
na korytarzu
-Właśnie
miałam do ciebie iść
-Ja też
-Życie –
roześmiałyśmy się.
-Jak twój
pokój? – spytałam
-Chodź
zobaczyć – pociągnęła mnie i otworzyła drzwi
-Omg, jak
ślicznie
-No wiem… A
u was, jak jest?
-Tak samo
jak u was tylko zamiast zielonego, mamy kremowo różowy
-Awwww
-C’nie.
Jesteś już gotowa?
-Nom.
Pomyślałam, że mogłybyśmy spakować jakieś jedzenie
-Spoko.
Dobrze, że Dalia dała nam zapasy bo przecież byśmy umarli po półgodzinie haha
-Hahah no
dokładnie, ale jutro musimy iść kupić coś na obiad.
-Wiem, wiem.
Coś czuje, że to my będziemy musiały o tym pamiętać bo z nimi to może być
różnie – wybuchłyśmy śmiechem. Zrobiłyśmy kanapki i spakowałyśmy je razem z
dwoma paczkami ciastek i 4 butelkami wody do dwóch plecaków. Do mojej torby
plażowej włożyłyśmy kilka gazet, słuchawki każdego z nas i telefony.
Uszykowałyśmy wszystko na stole w jadalni, akurat gdy na przyszli chłopcy z
ręcznikami
-Idziemy? –
spytał Leondre
-Pewnie
Wakacje czas
zacząć – uśmiechnęłam się
Wchodzę na bloga, patrzę: 4000 wyświetleń <3 Dziękuje bardzo <3 Patrzę też w zakładkę dodawane. Patrzę na październik. Ani jednego rozdziału... Ale, teraz postaram się wstawiać coś częściej. Okej, parę słów wyjaśnienia dlaczego mnie nie było. To nie do końca tak, że nie było rozdziału bo mi się nie chciało... W pewnym stopniu tak bo nie miałam weny. Ale też dlatego, że miałam dużo pracy z ocenami, kilka osób mnie zraniło i nooo xdd Ale za to daje wam dość długi rozdział, pozytywny, wakacyjny dla lepszego samopoczucia i postaram się nie robić dram haha. A tak btw to z kim widzę się na koncercie Bars & Melody w Poznaniu? <3 Jeszcze raz przepraszam za długą nieobecność i życzę miłego wolnego <3