wtorek, 28 czerwca 2016

25. Czekając na potwora...


Veronica:

Obudziłam się równo z pierwszym budzikiem ( mam ich 10). Wstałam, wzięłam prysznic i ubrałam się w to:

Migiem zjadłam śniadanie, wrzuciłam do torby książki i wyszłam z domu. Pobiegłam do parku. Tak jak się spodziewałam, już z daleka ujrzałam sylwetkę Beth i jej psa Cody’ iego. Podeszłam do nich

-Hej – przywitałam się. Brunetka, widząc mnie, wyciągnęła słuchawki z uszu.

-Hej. Co tu robisz?

-Jakoś tak wstałam wcześniej

-Wow, muszę zapisać ten dzień w kalendarzu – powiedziała Annabeth. Obie wybuchłyśmy śmiechem

-Jakieś wieści od Charliego? – zapytała

-Nie wiem, nic mi nie mówi… - powiedziałam smutno

-Serio? – Beth zrobiłam wielkie oczy

-Nie – roześmiałam się – Znam ich cały rozkład dnia

-Domyślam się – brunetka także się roześmiała

-Około 2 byli już na miejscu. Od 9 do 13 mają próby. O 17 zaczynają M&G, a koncert jest na 18. Charlie zadzwoni do mnie około 15, bo o 16 muszą iść do stylisty

-Jezu, zaczynam się ciebie bać- uśmiechnęłyśmy się

-Skoro tak znasz się a godzinach, to która jest? – spytała

-7:36

-Zbieramy się. Muszę jeszcze wziąć torbę z domu, idziesz ze mną?

-Pewnie – odparłam. Drogę do domu Beth, pokonałyśmy rozmawiając o różnych babskich rzeczach. Droga do szkoły wyglądała tak samo. A w szkole….

-Cóż, dzisiaj wystawimy proponowane oceny -  powiedziała matematyczka

-Fuck – powiedziałam cicho. Beth parsknęła śmiechem. Na szczęście nikt nic nie usłyszał.

- Będę wyczytywać, każdego po kolei i będziecie do mnie podchodzić – powiedziała nauczycielka i zaczęła się rzeź…

W końcu wyczytała Annabeth. Moja przyjaciółka podeszła do niej z lekkim przerażeniem na twarzy

-Chestre, od razu przynieś mi swoje ćwiczenia – brunetka cofnęła się po nie i wróciła do nauczycielki. Po 5 minutach wróciła do ławki z uśmiechem na ustach

-I co? – spytałam

-4

-Jejku, gratuluję – przytuliłam ją mocno. Wiedziałam, że bardzo jej zależało na dobrej ocenie z matematyki. Gadałyśmy chwilę i nawet nie wiem Kidy wypadła moja kolei

-Veronica – wyczytała kobieta ucząca diabelskiego przedmiotu. Podeszłam do niej na miękkich nogach. Moi rodzice przedstawili sprawę jasno, ma być 4 z matmy albo szlaban przez całe wakacje

-No cóż Veronico… Wychodzi ci pewna 3…Ale wiem, że bardzo ci zależy na tej 4. Więc napiszesz test z całego roku i to zasądzi o twojej ocenie. Za tydzień, widzimy się w tej Sali po lekcjach

-Dziękuję pani bardzo – powiedziałam i wróciłam dp Beth

-I?

-Mam napisać test z całego roku. Masakra

-Ej, damy radę. Będziemy się uczyć cały weekend, okej?

-Ale mamy spotkanie z Lukasem

-Przełożymy je na kiedy indziej. To jest ważniejsze

-Dziękuje misia – uścisnęłam przyjaciółkę. Przegadałyśmy resztę lekcji, a po dzwonku ruszyłyśmy pod salę od biologii.



Annabeth:

Bleee teraz biologia. Jak ja nienawidzę  tego przedmiotu… I jeszcze to wystawienie ocen dzisiaj. Umrę…

Usiadłyśmy z Verą, w ostatnich ławkach i czekałyśmy, aż wejdzie ten potwór

-Dzień dobry – powiedziała baba od biologii wchodząc do sali sztywna jak zawsze

-Proszę już o ciszę! Moi drodze jakbyście nie zauważyli jest już lekcja – mówiła suchym głosem – Wystawiłam już oceny proponowane, możecie zalogować się na dziennik i sobie je sprawdzić. Parę osób nie ma wystawionej ocen i te osoby po kolei będę prosiła do sobie by o tej ocenie porozmawiać. Zajmijcie się sobą, ale bądźcie cicho – usiadła za biurkiem i włączyła komputer. Nie musiałam być jasnowidzem by wiedzieć, że pierwszą osobą jaką wyczyta będzie

-Annabeth, proszę do mnie – wstałam i poczłapałam w jej kierunku.

-Annabeth, wychodzi ci 2 na koniec. Pozwoliłam sobie pójść do twojej wychowawczyni i obejrzeć twoje inne oceny. Są bardzo dobre. Domyślam się, że masz duże ambicje i 2 na pewno cię nie zadowala. Dlatego jeśli ten sprawdzian, który piszemy za tydzień napiszesz na przynajmniej 4, dostaniesz 3 na koniec. Może być?

-Tak, dziękuję

-Wiesz, ze średniej nie będzie ci to wychodziło. Robię to dlatego, że rozumiem, iż jesteś w trudnej sytuacji rodzinnej. Brak rodziców, mieszkanie z rodzeństwem. Musi ci być ciężko – powiedziała. Miałam wrażenie, że zaraz zwymiotuje. Bożeee, nienawidzę litości. Czułam nieodpartą ochotę powiedzenia jej, że w takim razie mam w dupie tą jej 3, ale powstrzymałam się. Jason nie byłby zadowolony…

-Rozumiem, dziękuję – wymamrotałam i wróciłam na swoje miejsce

-I co? – spytała Vera

-Nic. Da mi szansę na 3 bo mieszkam z rodzeństwem i nie mam rodziców

-Pfff

-No dokładnie. Ale walić to. Co robimy?

-Nwm. Może napisz do Lukasa, że nie możemy się spotkać w weekend i ustalimy nowy termin

-Oki – zgodziłam się i wyciągnęłam telefon



Do Lukas:

Hej Lukas, mam pytanko



Od Lukas:

Dajesz mała



Do Lukas:

No więc my z Verą musimy się cały weekend uczyć, możemy spotkać się kiedy indziej?



Od Lukas:

Może być środa, po lekcjach czekałbym u was pod szkołą?



-Veronica, może być środa po lekcjach?

-No, mi pasuje

-Okok



Do Lukas:

Pasuje nam. W takim razie do zobaczenia w środę mój przyjacielu <3

Od Lukas:

Do zobaczenia moja przyjaciółko <3



-Jesteś pewna, że mu się nie podobasz? – spytała Vera, zaglądając mi przez ramie

-Tak – roześmiałam się

-Ale na pewno, na pewno?

-Tak

-Ale…

-Vera, on jest gejem

-Oouuu – zamurowało ją. Po chwili obie wybuchłyśmy śmiechem

-Dziewczęta z tyłu, cisza – powiedziała nauczycielka, a my przez resztę lekcji rozmawiałyśmy na kartkach



Veronica:

Wreszcie zadzwonił dzwonek na koniec ostatniej lekcji

-Może pójdziemy do mnie? - spytałam

-Okej, co będziemy robić?

-Nwm, odrobimy lekcje, obejrzymy jakiś film, zamówimy pizze

-Podoba mi się tem pomysł – roześmiała się brunetka – A możemu jutro jechać do Londynu? Wiesz, kończymy jutro wcześniej, a nie mam ciuchów na imprezę u Adama…

-Wtf?! Kiedy jest impreza u Adama?

-No w czwartek. Strategicznie bo w piątek nie mamy lekcji

-Na śmierć zapomniałam. Zdecydowanie musimy iść na zakupy. Ale chwila… Czemu idziemy na imprezę do Adama. On jest no wiesz… Największym ciachem w szkole… Czemu nas zaprosił?

-Bo jesteśmy największymi laskami w szkole

-No tak, racja – roześmiałyśmy się



Pół godziny później siedziałyśmy nad lekcjami, a w pokoju pachniało jeszcze ciepłą pizzą

-Skończyłaś już? – spytała Annabeth

-Jep

-To supi – uśmiechnęła się zatrzaskując książki i chowając je do torby

-Co oglądamy? – spytałam

-Może dla odmiany coś śmiesznego. Proponuje Pitch Perfect

-Jak dla mnie bomba- powiedziałam. Usiadłyśmy na kanapie, z pizzą w rękach oraz laptopem na kolanach i włączyłyśmy film



Właśnie leciały napisy końcowe gdy dostałam wiadomość



Od Charlie:

Hej, misia. Możesz na skype?



-Ej Beth, Charls chce zadzwonić przez skype. Zgadzasz się?

-Pewnie, nie musisz się nawet pytać



Do Charlie:

Pewnie, dzwoń :-*



Po chwili na moim laptopie pojawiła się informacja, że dzwoni mój skarb…

----------------------------------------------------------------------------------------------------
Przepraszam, że jeszcze o szkole, ale pocieszajcie się tym, że wy macie już wakacje xDD Rozdział ma ponad 1000 słów więc bez marudzenia, że krótki xD
Myślę, że następny rozdział pojawi się jutro lub pojutrze. W każdym razie życzę miłych wakacji <3

niedziela, 19 czerwca 2016

24.Wspomnienia


Veronica:

Szliśmy z Charliem przez parku wesoło rozmawiając. Jednak widziałam, że coś go martwi

-Co jest?- spytałam w końcu. Spojrzał na mnie zdziwiony

-Ale w sensie?

-Przecież widzę, że coś jest nie tak. Nie ukryjesz tego przede mną. Co się dzieje?

-Nie chcę ci psuć dnia…- powiedział. Stanęłam jak wryta

-Ejjj misiek, nie psujesz mi dnia. Możesz mi mówić o wszystkim co cie gryzie Charls, a ja cię zawsze wysłucham- szeptałam, głaskając go po policzku

-Martwię się trasą, spotkaniami z fankami, Leo, Beth…

-Martwienie się trasą rozumiem, stres  w ogóle. Leo i Beth także. Sama też to przeżywam. Ale oni będą razem. Są dla siebie stworzeni. Ale czemu martwisz się spotkaniem z fankami? Przecież to uwielbiasz…

-Boję się… Boję się jak ty to odbierzesz. Wiesz będę je przytulał, całował w polczek i nie chcę żeby to…

-Rozumiem Charlie. Ale, ja jestem na to przygotowana. Wiem, że tak będzie. Dam radę – uśmiechnęłam się.

-Dziękuje. Ty zawsze umiesz poprawić mi humor- roześmiał się Lenehan i przytulił mnie mocno. Potem poszliśmy jeszcze na watę cukrową i siedząc na ławce przegadaliśmy godziny. Wreszcie wybiła 17

-Uważaj na siebie, daj z siebie wszystko, dzwoń do mnie często i przede wszystkim baw się dobrze- wymusiłam uśmiech i poprawiłam mu kołnierz koszuli. Blondyn przytulił mnie mocno, a ja z trudem powstrzymałam łzy

-Kocham cię – powiedział i pocałował mnie mocno. Oddałam pocałunek

-Ja ciebie też. Leć już- popchnęłam go w stronę czekającego autobusu. Charlie wsiadł razem z Leo. Nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się

-Beth?



Annabeth:

Wróciłam do domu i nie mogłam usiedzieć w miejscu. Byłam zestresowana. Wyciągnęła telefon



Do Lukas:

Lukas, pomóż mi… Spotkałam się z Charliem i Leo… I potem jak wszyłam to Leondre, biegł za mną… I ja powiedziałam mu, że pogadamy za 2 tygodnie, jak wróci z trasy. A chciałabym się jeszcze raz z nim pożegnać. Jeszcze raz go zobaczyć. Nie wiem co robić…



Odłożyłam mojego ip i poszłam do kuchni po szklankę wody. Po 5 minutach wróciłam do salonu. Miałam już odpowiedź od mojego przyjaciela



Od Lukas:

Migiem masz iść ich pożegnać!!! Już!!! Kochasz go, a nie będziesz go wiedzieć przez następne 2 tygodnie, więc leć się napatrzeć!!!



Ta wiadomość podziałała na mnie pobudzająco. Założyłam buty i wybiegłam z domu. Kierunke: Dom Leondre. Biegłam tak szybko jak nigdy dotąd. Po dziesięciu minutach zobaczyłam już autobus z wielkim napisem BARS AND MELODY . Chłopcy właśnie do niego wsiadali. Podeszłam do Very i dotknęłam ją w ramie. Odwróciła się gwałtownie

-Beth? – spytała zdziwiona. Miała łzy w oczach i drżące oczy. Uśmiechnęłam się blado i przytuliłam ją mocno

-Nie płacz. Wszystko przecież będzie dobrze. To tylko 2 tygodnie – starałm się brzmieć przekonująco. Najwidoczniej podziałało bo moja przyjaciółka uśmiechnęła się

-Masz racje. Chodź, pomachamy im- zachęciła mnie. Chłopcy akurat pojawili się w oknie. Autobus ruszył. Zaczęłyśmy machać i słać całusy, aż do momentu kiedy pojazd zniknął za zakrętem

-Co robimy? – spytałam

-Wiesz, ja chyba pójdę do siebie

-Hmmm okej. To do zobaczenia, jutro w szkole – przytuliłam ją i wróciłam do domu. Wzięłam prysznic i poszłam do swojego pokoju. Spakowałam się do szkoły, powtórzyłam sobie wszystko i wrócił Jason

Beth! – usłyszałam z dołu

-Idę!- odkrzyknęłam i zeszłam po schodach – Co jest? – spytałam, wbijając do salonu

-Siadaj- wskazał mi kanapę. Posłusznie usiadłam

- Co tam u ciebie? – zapytał. Spojrzałam na niego zdziwiona i wybuchłam śmiechem

-Dobrze, a u ciebie?

-Też. Jak ci idzie nauka?

-Dobrze. Mam tylko jedną 3

-Z czego?

-Z biologii

-Nie radzisz sobie? Potrzebujesz korepetycji?

-Niee, po prostu ta baba jest jakaś dziwna…

-No dobrze. A z matmy?

-Cztery

-Moja krew- uśmiechnął się i potargał mnie Odwzajemniłam uśmiech

-A jakiś przyjaciółki oprócz Very masz?

-Nie. Vera mi wystarcza

-Yhm. A w szkole…. Wszyscy zachowują się okej wobec ciebie?

-Tak – wycedziłam, powoli wkurzona

- A co tam z Leondre? – spytał. Skrzywiłam się

-Rozstaliśmy się

-Co? Kiedy?

-Tego samego dnia kiedy na niego nawrzeszczałeś. Skończyłeś to przepytywanie?

-Tak, przepraszam, ja nie chc… - jednak nie dane mu było dokończyć bo wyszłam z salonu, wbiegłam po schodach i wbiłam do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Spod łóżka wyciągnęłam duży karton i otworzyłam go. Wyjęłam szalik mamy i usiadłam w kacie pokoju przytulając się do niego i wdychając jej zapach. Łzy zaczęły ciec mi po policzkach.

-Ty byś wiedziała co robić – wyszeptałam. Do pokoju wszedł Jason. Usiadł obok mnie

-Przepraszam. Staram się po prostu więcej z tobą rozmawiać. Wiem, że potrzebujesz rodziców i choć w jakiś mały sposób próbuje ci ich zastąpić – mówił, patrząc na szalik mamy

-Ja też przepraszam. Wiem, że się starasz. Ty też potrzebujesz rodziców, ale nie masz czasu nad tym płakać bo robisz wszystko, żebym mogła normalnie żyć. Dziękuję – wydukałam. Siedzieliśmy w ciszy, aż do przyjścia Susan. Gdy rudzielec wszedł do mojego pokoju wspólnie uznaliśmy, że zrobimy sobie dzień z rodzicami. Wyciągnęliśmy wszystkie albumy ze zdjęciami i przeglądaliśmy je, co jakiś czas przerywając ciszę jednym zdaniem. Po prawda nie wiem co moje rodzeństwo w tej chwili myślało, ale podejrzewam, że to samo co ja: Cholernie nam ich brakuje. Ale musimy dać radę. Żeby mogli być z nas dumni.

sobota, 11 czerwca 2016

23.Może jednak jest nadzieja...


Annabeth:

Obudziłam się skoro świt. Wstałam i poszłam po herbatniki i dżem, na śniadanie. Przebrałam się też w uszykowane wczoraj ciuchy. Podeszłam do Veronic i szturchnęłam ją. Dziewczyna otworzyła oczy i spojrzała na mnie zdziwiona

-Wstawaj Vera, musimy się zbierać jeśli chcesz być wcześniej w Port Talbot – uśmiechnęłam się do niej

-Aaaa tak, już wstaje- mruknęła i także poszła się przebrać. Zjadłyśmy nasze „śniadanie” i zaczęłyśmy zwijać namiot. Godzinę później siedziałyśmy już w pociągu

-Długo jeszcze?

-Godzina

-Było mega – powiedziała blondynka

-Wiem – odpowiedziałam skromnie. Roześmiałyśmy się

-Powtórzymy to?

-Pewka, nie raz . Która godzina?

- 7:22

- O której masz spotkanie z Charliem?

-Po pierwsze, o 10, a po drugie, to nie spotkanie moje i Charliego tylko moje, Charliego, twoje i Leo

-No chyba nie- uniosłam brwi

-No chyba tak

-No chyba ty

-I tak pójdziesz

-Weź się pierdol

-Pójdziesz c’nie?

-Pójdę – powiedziałam. Veronica uśmiechnęła się pod nosem. Pfff jakim cudem ona jest taka głupia, a ja cały czas ją kocham… Boże czy ty to widzisz!!!



Charlie:

Leo cały czas chodzi markotny. Nawet nie zdaje się być podekscytowany podczas rozmów o trasie. Jak okazało się, że wyjeżdżamy w niedzielę, a nie w czwartek powiedział, że źle się poczuł i wyszedł z pokoju obrad… Nie wiem co się z nim dzieję. Znaczy, rozumiem, że zerwał z Beth, ale…

Gdy tylko wszystkie obrady się skończyła, poszedłem do naszego apartamentu. Leondre leżał na łóżku i gapił się w sufit

-Co jest?- spytałem, siadając obok niego

-Nic- odmruknął

-Ta pewnie, a moja matka jest prezydentem USA. Gadaj, przecież wiem, że coś cię gryzie

-Zerwałam z Beth, zapomniałeś?

-Nie, nie zapomniałem. Ale wiem, że nie chodzi tylko o to, że zerwaliście. Więc o co?

-Miałem ją odprowadzić do szkoły, w środę, ale nie mogę bo wyjeżdżamy w niedzielę! I nie spotkam jej dopóki nie wrócę z trasy! Dwa tygodnie! Rozumiesz?! Przez ten czas może znaleźć kogoś innego! A to wszystko dlatego, że jestem jebanym głupkiem!

-Leo! Po pierwsze, uspokój się, po drugie nie klnij! A po trzecie, wątpię, żeby znalazła sobie kogoś innego. Ona cię kocha. A teraz ogarnij dupę i szykuj się, za chwilę wyjeżdżamy – powiedziałem czochrając go i poszedłem się spakować

Nareszcie wracam to mojej królewny. Bardzo za nią tęsknie. Jeszcze tylko 3 godziny i się spotkamy…





Veronica:

Wróciłam do domu i wzięłam prysznic. Zjadłam porządne śniadanie i poszłam się przebrać:

Spojrzałam na zegarek. 09:03

Jeszcze mam dużo czasu. Usiadłam na kanapie w salonie i zaczęłam przeglądać social media. Wszędzie pełno było informacji o trasie chłopaków.  Nagle dostałam sms



Od Beth:

Sorry, jednak nie przyjdę. Baw się dobrze i życz chłopakom powodzenia





Patrzyłam na tą wiadomość 5 minut. Potem wstałam, zabrałam torebkę i wyszłam z domu. Po 10 minutach stałam pod drzwiami mojej przyjaciółki. Zapukałam. Otworzył mi Jason

-Hej Vera, co jest?

-Cześć Jason, mogę wejść do Annabeth?

-Pewnie, nie musisz się pytać – powiedział i wpuścił mnie do środka. Już miałam wchodzić po schodach na górę gdy zatrzymał mnie jego głos

- Emmm Veronica… Czy ona… Czy z nią i Leondre wszystko ok?- stanęłam jak wryta. Nie wiedziałam co powiedzieć

-Mam nadzieję, że tak – wykrztusiłam z siebie i wbiegłam na górę. Z impetem weszłam do pokoju Beth i zastałam ją leżącą na łóżku, wpatrzoną w sufit. Po chwili poderwała się gwałtownie

-Vera, co ty tutaj robisz?

- Pfff, jeśli myślałaś, że ci odpuszczę to się głęboko myliłaś- uśmiechnęłam się szyderczo i podeszłam do jej szafy.  Wyciągnęłam ciuchy i rzuciłam w jej stronę:

- Załóż to- poleciłam. Dziewczyna wywróciła oczami, ale poszła się przebrać

- No i pięknie – powiedziałam gdy wróciła do pokoju

-Nie chcę iść…

-Ależ chcesz, tylko się boisz. No już, idziemy, bo się spóźnimy – popchnęłam ją w stronę wyjścia. Po 15 minutach siedziałyśmy na ławce w parku czekając na chłopców. Wtedy zobaczyłam w oddali znajomą sylwetkę. Zaczęłam biec w jej stronę

-Charlieeee!!!!!- krzyknęłam, rzucając się chłopakowi na szyję

-Cześć skarbie – przycisnął mnie do siebie i pocałował. Z przyjemności oddałam pocałunek

-Cześć Vera – przerwał nam Leo – Czy ona?

-Jest. I Leo, nie spieprz niczego, ona cię kocha- powiedziałam cicho. Nagle za sobą usłyszałam głośne chrząknięcie. Annabeth. Ups

-Hej – powiedziałam ogólnie

-Ślicznie wyglądasz- powiedział Leondre w stronę brunetki

-Dziękuję – odpowiedziała. Zapadła niezręczna cisza. Przerwał ją Lenehan. Mój bohater

- To co? Idziemy na lody?

-Świetny pomysł- powiedziałam

 -Jestem za –poparł Leondre                                                                  

-Ok- Annabeth uśmiechnęła się. Razem poszliśmy do naszej ulubionej kawiarni. Jedliśmy deser, wesoło rozmawiając, co jakiś czas wybuchając śmiechem. Siedziałam na kolanach Charlsa i szczerze mówiąc chciałabym zostać na nich do końca życia. Wtuliłam się w chłopaka, myśląc nad wizją nas w otoczeniu naszych blond włosach dzieci. Boże mam 16 lat i myślę o takich rzeczach.

-Ja już będę lecieć – powiedziała nagle Beth i wstała od stołu – Pa chłopaki, życzę połamania nóg i świetnej zabawy w trasie. Vera my zobaczymy się jutro w szkole. Papa- uśmiechnęła się promiennie i wyszła. Leo siedział i patrzył w pustkę

-Na co czekasz idioto?! Idź za nią!- krzyknęła, aż wszyscy się  na nas spojrzeli

-Aaaa, tak. Nara- powiedział Devries i wybiegł w ślad za brunetką

-Ehhh, oni są niemożliwi- westchnął Charlie

-I tak się zejdą- uśmiechnęłam się – Przejdziemy się?- mój chłopak pokiwał twierdząco głową i wyszliśmy z kawiarni. Spojrzałam na zegarek. 14:36

-O której godzinie wyjeżdżacie?

-17 – chłopak posmutniał

-Ejj nie martw się. Będzie dobrze. Opowiedz mi lepiej o trasie. Gdzie garcie koncerty, kiedy, co ubieracie i co śpiewacie?- roześmiałam się i pogłaskałam go po policzku. Cholernie go kocham. I jeszcze bardziej będę za nim tęsknić…



Leondre:

Pobiegłem za Beth. Po chwili szedłem już obok niej

-Hej – powiedziałem

-Cześć, co chcesz?- odpowiedziała sucho

-Pogadać

-Mówiłam, że pogadamy w czwartek

-Ale w czwartek już mnie tu nie będzie, więc pomyślałem, że moglibyśmy pogadać dzisiaj

-Po trasie

-Ale.. To są dwa tygodnie..

-Wiem. Sorry, śpieszę się do domu

-Uważaj jak będziesz jeździła na motorze, przechodziło przez ulicę, a nawet schodziła po schodach. Ogólnie, uważaj na siebie. Jakby coś się stało to dzwoń

-Powodzenia w trasie – powiedziała chicho, pocałowała mnie w policzek i odeszła. Pocałowała mnie w policzek? Może jednak jest nadzieja…

sobota, 4 czerwca 2016

22. Moja przyjaciółka jest aniołem


Dla Madzi, prawdziwego aniołka z różkami <3

------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------

Droga się kończy, a naszym oczom ukazało się…



Annabeth:

…Jedno z najpiękniejszych miejsc jakie widziałam. Mała polana, przecinająca ją wąska rzeczka, a w około wysokie drzewa, tworzyły z swoich koron baldachim z małą dziurą, ukazującą blade rozgwieżdżone niebo. Na starej tabliczce przy drodze, wyblakły napis głosił, że jesteśmy na miejscu. Przy rzeczce znajdował się krąg z kamieni, przeznaczony na ognisko. Obok niego , trochę suchych gałęzi. Na środku polanki zrzuciłam plecak na ziemię i odłożyłam gitarę

-Wow- powiedziałam

-Zgadzam się- przyznała Veronica. Stałyśmy chwilę w ciszy, rozglądając się

-Dobra, trzeba rozbić namiot, jest już ciemno- powiedziałam i zaczęłam wtykać stalowe rurki w materiał namiotu. Veronica mi pomogła. 15 minut później namiot stał. Trochę krzywo, ale stał. Postanowiłam rozpalić ognisko. Gałęzie ułożyłam w stożek i podpaliłam zapałką. Po chwili jasne płomienie, rozdarły mrok nocy. Obok ogniska rozłożyłyśmy koc i wyjęłyśmy nasze jedzenie. Na specjalne metalowe pręty, nałożyłyśmy pianki i piekłyśmy je nad ogniem.

-Ładnie – powiedziała Vera

-No – przytaknęłam – Śpiewamy?

-Ale ja nie umiem…- zaczęła zrzędzić moja przyjaciółką

-Pff, przy ognisku wszyscy umieją śpiewać- roześmiałam się i wyciągnęłam gitarę w pokrowca

-Tooo co śpiewamy?- spytałam

-Just like fire! – krzyknęła

-Dobra Blondi, ale nie drzyj się tak – wybuchłyśmy śmiechem. Zagrałam pierwsze akordy i zaczęłyśmy śpiewać. Jeśli można to nazwać śpiewem
I know that I’m runnin' out of time
I want it all, mmm, mmm
And I'm wishin' they'd stop tryin' to turn me off
I want it on, mmm, mmm
And I'm walkin' on a wire, tryin' to go higher
Feels like I'm surrounded by clowns and liars
Even when I give it all away
I want it all, mmm, mmm

We came here to run it, run it, run it
We came here to run it, run it, run it

Just like fire, burnin' up the way
If I could light the world up for just one day
Watch this madness, colorful charade
No one can be just like me anyway
Just like magic, I'll be flyin' free
I'm'a disappear when they come for me
I kick that ceiling, what you gonna say?
No one can be just like me anyway
Just like fire, uh...*

Śpiewałyśmy mnóstwo piosenek:, gadałyśmy , jadłyśmy i świetnie się bawiłyśmy

-Teraz Hopeful!!!

Yeah, please help me God, I feel so alone
I'm just a kid, can't I take it on my own
I've cried too many tears yeah writing this song
Try to to fit in, where do I belong?
I wake up every day, don't want to leave my home
My momma's askin' me why I'm always alone
Too scared to say, too scared to holla
I'm walking to school with sweat around my collar
I'm just a kid, I don't want no stress
My nerves are bad, my life's a mess
The names you call me, they hurt real bad
I wanna tell my Mom
but she's havin' trouble with my Dad
I feel so trapped there's nowhere to turn
Come to school, don't wanna fight I wanna learn
So please mister bully
Tell me what I've done
You know I have no Dad
I'm livin' with my Mom

Cause I'm hopeful, yes I am
Hopeful for today
Take this music and use it
Let it take you away
And be hopeful, hopeful
And He'll make a way
I know it ain't easy but that's okay
Just be hopeful




Uśmiechałyśmy się do siebie. Nie wiem co myślała Vera, ale podejrzewam, że to samo co ja. Dzięki tej piosence, chłopcy zmienili życie mnóstwa osób. Jestem z nich taka dumna. Mnie samą ta piosenka, jak i oni uratowali, ale… To historia, którą opowiem kiedy indziej…

-Opowiadamy sobie historię! To nieodłączny element każdego ogniska. Ja zaczynam. No więc gdy byłam z dziadkiem pod namiotami, miałam około 7 lat, to dziadek straszył mnie opowieściami o niedźwiedziach. No i wieczorem, przebrał się właśnie za niedźwiedzia, żeby mnie wystraszyć. No i ja byłam taka przerażona, że rzuciłam w niego taką ciężką gałęzią po czym zemdlałam. Potem dziadek przez 3 dni nie mógł chodzić po tak mocno tą gałęzią w nogi dostał. A ja miałam focha, że chciał mnie tak przestraszyć. Albo druga historia. Gdy miałam około 5 lat, moje rodzeństwo dawało mi całe łyżki cukry, żebym miała ADHD. I kiedyś dali mi z 3 takie łyżki stołowe to wbiłam do pokoju mojej sis z czarnymi bokserkami mojego brata na głowie, że niby kominiarka, i darłam się, że to napad! No i miałam taki młotem od taty. Zaczęłam tłuc tym młotkiem w jej świnkę skarbonkę. Zabrałam kasę i uciekłam do swojego pokoju, gdzie schowałam się w szafie- powiedziałam. Zaczęłyśmy się śmiać. Bardzo

-Bokserki na głowie? Szkoda, że tego nie widziałam- chichotałyśmy

-Kiedyś  szłam sobie spokojnie ulicą i patrzę na ławce, obok takiego jeziorka, siedzi taki mega ładny chłopak. No to pobiegłam do domu jakoś ładniej się ubrać. No i wracam, podchodzę do tego jeziorka, a go nie ma! No i dupa. Oczywiście, jak to ja musiałam się poślizgnąć i wpaść do wody. Byłam cała mokra. Wtedy ktoś podał mi rękę i pomógł wstać. Spojrzałam na tego Tosia, a tu proszę, ten chłopak! No to ja wiesz, poprawiam włosy i tak dalej.  A on do mnie takie „Vera?” A ja WTF? Skąd on zna moje imię? „ Pamiętasz mnie? Jestem twoim kuzynem, no wiesz tym co mieszka na stałe w Niemczech” mówi I już wiem, że taki totalny przegryw bo spodobał mi się mój kuzyn- skończyła blondynka. Spojrzałam na nią i zaczęłam się histerycznie śmiać

-Zabujałaś się w swoim kuzynie? Jak ? Jprd Vera! Hahahah!- ryczałam ze śmiechu, turlając się po trawi

-No bo ja go widzę raz na 5 lat- blondynka ryczała razem za mną



Veronica:

Nie wiedziałam, że Beth gra na gitarze i ma taki niesamowity głos. Muzyka ponosi ją i moja przyjaciółka odpływa. Jestem po wrażeniem.

W ogóle świetnie się bawię. Śpiewałyśmy już:  I see fire, See you again, Hello, What do you mine, Sorry, Sofia, Shower i duuuuużo innych

Nigdy bym nie pomyślała, że przy ognisku może być tak super.

Jest już bardzo późno. Powoli kładziemy się spać. Jeszcze jedna piosenka

-Moja babcia miała dalekie korzenie polskie. Dlatego dziadek kazał mi nauczyć się jednej piosenki harcerskiej po polsku. Jest to piosenka pożegnalna, kończąca ognisko. Strasznie trudno ją zaśpiewać, bo polski jest mega trudny, ale po wielu latach umiem ją idealnie. Poza tym wiesz, zapamiętałam ją szczególnie, bo Leo lubi Polskę- powiedziała nieśmiało i zaczęła grać;

Ogniska już dogasa blask,
braterski splećmy krąg,
w wieczornej ciszy, w świetle gwiazd
ostatni uścisk rąk.

Kto raz przyjaźni poznał moc,
nie będzie trwonić słów.
Przy innym ogniu, w inną noc
do zobaczenia znów.

Nie zgaśnie tej przyjaźni żar,
co połączyła nas.
Nie pozwolimy by ją starł
nieubłagany czas.

Kto raz przyjaźni poznał moc,
nie będzie trwonić słów.
Przy innym ogniu, w inną noc
do zobaczenia znów. 2x



Siedziałam jak oniemiała. Nie  miałam bladego pojęcia o czym śpiewa, ale brzmiało pięknie . Po oklaskach, Beth odłożyła gitarę i przetłumaczyła mi piosenkę na angielski. Wreszcie postanowiłyśmy iść spać. Weszłyśmy do namiotu i zapakowałyśmy się do śpiworów. Położyłam głowę na poduszkę

-Dobranoc Beth

-Dobranoc Vera- usłyszałam jeszcze i oczy same mi się zamknęły.



Annabeth:

Veronica już zasnęła. Wzięłam swoje słuchawki oraz  IPoda i wyszłam na dwór. Położyłam się na trawie i spojrzałam w niebo. Nie wiem dlaczego. Po prostu poczułam nieodpartą chęć zrobienia tego. Zamyśliłam się i nie zauważyłam jak ktoś kładzie się obok mnie. Vera. Nic nie mówiła. Chwyciła mnie za rękę i patrzyła w niebo ze mną. Czasem mam wrażenie, że moja przyjaciółka jest aniołem. Trochę dziwnym, walniętym, zakochującym się w swoim kuzynie, ale jednak aniołem. I to moim…






*- Just like fire- Pink
------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nowy, długi rozdział <3 Udało mi się, dałam radę <3 Teraz przez ten tydzień rozdział na pewno się nie pojawi. Może będzie w następny weekend. Ostatni tydzień na poprawy więc rozumiecie. Do tego mam sprawdzian z matmy z całego roku...
A 13-15 jadę na wycieczkę... 20- 30 czerwca, myślę, że będzie się pojawić więcej rozdziałów. Potem 1- 10 lipca mam obóz, więc znów nic nie będzie xD Nooo także w skrócie, mam nadzieję, że rozdział wam się podoba <3

środa, 1 czerwca 2016

21. Siłowania, trasa i namiot


Annabeth:

Obudziłyśmy się z Verą około 12. Jason był gdzieś z kolegami, a Susan wyszła gdzieś z Chrisem. Lubiłam go. Widać, że mocno kochał Sus i się nią opiekował. Uroczo…

Razem z moją blond przyjaciółką, w piżamach, poszłyśmy zrobić sobie śniadanie. Padło na tosty. Już po półgodzinie objedzone do granic możliwości, planowałyśmy co dzisiaj zrobimy.

-Kino?

-Nieeeeeee

-Zakupy?

-Nieeeee, może plaża?

-Nieee

-Siłka?

-Oki – odpowiedziała Vera. Spojrzałam na nią zdziwiona

- To był żart- roześmiałam się.

-Oj cicho. Dobrze nam to zrobi

-Sugerujesz, że jestem gruba?

-Tak – powiedziała i pokazała mi język.

-Pffff- jednak zgodnie z nią powlokłam się do mojego pokoju. Ubrałyśmy legginsy, luźne bluzki i buty sportowe. Pół godziny później zawzięcie ćwiczyłyśmy. W porze obiadowej, poszłyśmy na miasto. Teraz siedzimy w Starbucks, pijąc mrożoną kawę

-Od dziś, co sobotę będziemy chodzić na siłownię, ok.?- spytała Vera

-Ok, kochanie- odpowiedziałam. Siedziałyśmy chwilę w ciszy. Wtedy wpadłam na świetny pomysł

-Vera, wstawaj, jedziemy pod namiot

-Co? Pojebało cię? – roześmiała się blondynka

-Nie blondi, zbieraj się. Mam w domu namiot i śpiwory. Weźmiemy trochę jedzenia i będzie super

-Ale gdzie w ogóle chcesz jechać?

-Dwie godziny pociągiem i godzinę pieszo, jest rzadko uczęszczany kemping.

-Skąd wiesz?

-Mój dziadek, gdy byłam bardzo mała, kazał mi wkuć na pamięć najlepsze kempingi pod słońcem.

-No dobra, ale…

-Zgadzasz się? Super! Szybko, choć, idziemy do mnie i jedziemy!- pociągnęłam ją w stronę swojego domu. Po godzinie siedziałyśmy już w pociągu. Jestem mega podekscytowana. Ostatni raz byłam na kempingu z dziadkiem, 5 lat temu, zanim umarł…





Veronica:

Siedzę w tym dusznym pociągu i jadę na to całe obozowisko. Szczerze? Nigdy nie byłam na czymś takim. Jestem przyzwyczajona do wygody, nie do lasu. Ale widząc entuzjazm na twarzy Beth… Niby nie widać po niej, ale wiem, że bardzo cierpi z powodu Leo. Widzę smutek w jej oczach. Ale gdy opowiada, jak będzie fajnie pod namiotem promieniuje optymizmem. Sprawdziłam telefon. Jedna wiadomość. Mimowolnie się uśmiechnęłam



Od Charlie:

Hej skarbie <3

Zaraz podpisujemy ostatni kontrakt, ten na nową piosenkę. Trasa już prawie przygotowana. Jeszcze tylko ostatnie poprawki i drobne sprawy typu garderoba itd. Jestem bardzo podekscytowany. Nie mogę się doczekać, aż wyjdę na scenę *-* Bardzo za tobą tęsknię. Już jutro <3



Do Charlie:

Hej kotek <3

Ojej, mega się cieszę <3 Mrrr garderoba, wybierz sobie coś seksownego <3

Tylko nie za bardzo! Uwielbiam twój entuzjazm gdy mówisz o występach <3 Już jutro <3





Od Charlie:

Ja mam same seksowne rzeczy <3 Muszę już kończyć… Bardzo cię kocham królewno, do jutra <3



Do Charlie:

Pewnie <3

Ja ciebie też bardzo kocham Charls, do jutra <3



Schowałam telefon do torby. Spojrzałam na Beth. Pisała z kimś, a na twarzy miała wilki uśmiech

-Piszesz z Leo?- spytałam. Podniosła na mnie wzrok

- Z Leo? Nie, skąd taki pomysł?  Piszę z Lukasem, wiesz tym o którym ci opowiadałam

-Muszę go koniecznie poznać

-Pewnie. Może umówimy się z nim kiedyś?

-Na przykład w następny weekend?

-Okok, napiszę do niego- powiedziała i zaczęła zawzięcie pisać wiadomość. Po 5 minutach, oderwała się od telefonu i schowała go

-W następną sobotę, w parku

-Supi. W ogóle, długo jeszcze?

-Godzina. A ty z kim pisałaś? Czyżby z Charliem

-Jak ty mnie dobrze znasz- roześmiałam się – Tak, opowiadał mi o przygotowaniach do trasy i o  nowym kontrakcie

-Trasy- Annabeth zmarszczyła brwi

-Nie wiesz? Chłopaki wyjeżdżają w trasę. Po Anglii. Grają 10 koncertów, wszystko trwa 2 tygodnie. Mieli jechać w czwartek, ale plany się zmieniły i jadą już jutro wieczorem- powiedziałam. Brunetka posmutniała. Po chwili jednak wymusiły uśmiech

-To super- odpowiedziała, po czym zmieniła temat.





Annabeth:

Trasa? Jutro wieczorem? Nie zdążę z nim porozmawiać… Będziemy o dwa tygodnie do tyłu… Nie! Stop! Nie myśl o tym! Ciesz się weekendem z przyjaciółką. Dojechałyśmy. Teraz jeszcze godzina pieszo i jesteśmy na miejscu. Opowiadam Veronice, jak jest w Ameryce. Mówię jej też o  moim dziadku i babci, którzy niestety już zmarli. Mówiłam jej o mojej starej pasji, czyli grze na gitarze. To właśnie ją wzięłam na nasz wypad. Zawsze grywałam na niej piosenki harcerskie, których nauczył mnie dziadek.

Droga się kończy, a naszym oczom ukazało się…
---------------------------------------------------------------------------------------------------
Nowy rozdział może się pojawić albo w ten weekend albo w następny. Tak wiem, ta informacja odmieniła wasze życie xD
Miłego Dnia Dziecka