czwartek, 26 maja 2016

20. Mam lody


Dla Madzi. Bez ciebie nie dobiłam bym  nawet do 1000. Dziękuje <3
---------------------------------------------------------------------------------------------
Leondre:

Nie udało mi się uratować naszego związku, ale… Jakieś postępy zrobiłem. Kocham ją i zrobię wszystko żeby do mnie wróciła

Wróciłem do domu. W salonie zastałem Charliego i Verę.

-Cześć- przywitałem się i nie czekając na odpowiedź poszedłem do swojego pokoju. Postanowiłem napisać do Annabeth

Do Beth:

Kiedy wracasz do szkoły?

Przypomniałem sobie, ze muszę odrobić lekcje. Wyciągnąłem książki i usiadłem do zadania domowego. Kończyłem już matematykę, gdy usłyszałem dźwięk przychodzącej widomości

Od Beth:

Za tydzień. Ale nie pisz do mnie Leo. Muszę pobyć sama

Do Beth:

Okej. To za tydzień odprowadzę cie do szkoły. Już nie będę pisać, obiecuje. Miłego dnia <3 KC

Odłożyłem telefon i skończyłem się uczyć. Założyłem słuchawki na uszy i postanowiłem iść na spacer. Wyszedłem z domu i poszedłem nad jezioro, nad które zabrałem ostatnio Annabeth. Położyłem się na trawie i patrząc w niebo odpłynąłem niesiony nurtem swoich myśli.



Veronica:

Po szkole, resztę dnia spędziłam z Charlsem. Beth dzwoniła do mnie kilka razy, ale napisałam jej, że nie mam czasu. Właśnie Lenehan odprowadził mnie do domu. Usiadłam na łóżku i rozmarzona spojrzałam na moją ścianę ze zdjęciami. Coś mi na niej nie pasowało. Wstałam i podeszłam bliżej. 90% zdjęć był z Beth. Beth, z którą zerwał chłopak. Beth, która na pewno cierpi.  Beth, której dla mnie zerwała się ze szkoły by wyciągnąć mnie z dołka. Beth, której powiedziałam, że nie mam dla niej czasu

- O boże – wyszeptałam – Jestem okropna- chwyciłam za telefon i wybrałam numer przyjaciółki. Nie odebrała. Zadzwoniłam jeszcze raz. Znów nie odebrała. Popłakałam się. Jestem taką beznadziejną przyjaciółką.  Położyłam się, ale nie mogłam zasnąć. Dlaczego ja jestem taka samolubna…. Ona rzuciła wszystko by poprawić mi humor, a ja… Zachowałam się podle…

W końcu, z cholernymi wyrzutami sumienia, zasnęłam





Charlie:

Kolejny dzień bez Annabeth. Leo chodzi załamany, widać, że ledwo się trzyma. Nawet gdy przyszedłem rano po Verę ona była smutna. Siedzieliśmy teraz na ostatnich zajęciach, lekcji wychowawczej więc był luz. Postanowiłem się wypytać Vee co się dzieje:

-Ej misia, co jest?- spytałem, siadając obok niej. Spojrzała na mnie pytająco, swoimi podkrążonymi oczami

- Widzę, że coś się stało. Jeszcze wczoraj byłaś wesoła, a dzisiaj… Masz podkrążone oczy i minę jakby ktoś zamordował ci psa- powiedziałem. Broda jej zadrżała. Zaczęła płakać. Spojrzałem na nią zdezorientowany

-Vee? Kochanie, co się dzieje? – przytuliłem ją mocno. Nie obchodziło mnie, że praktycznie cała klasa łącznie z Leo i nauczycielką się nam przyglądają.

- Bo chodzi o Beth. Gdy ja miałam jakieś problemy ona od razu pojawiła się przy mnie. A gdy one rozstała się z Leo, nawet o niej nie pomyślałam. Gdy do mnie zadzwoniła, powiedziałam, że teraz nie mam czasu. Olałam ją gdy mnie potrzebowała. Jestem najgorszą przyjaciółką na świecie – załkała. Otarłem jej łzy

-Posłuchaj kochanie. Owszem, popełniłaś błąd, nie ma co ukrywać. Ale każdemu zdarza się popełniać błędy. Pójdziesz po szkole do Beth, co? Porozmawiacie sobie, przeprosisz ją. Wszystko będzie dobrze skarbie- próbowałem ją uspokoić. Udał się

-Masz rację- powiedziała. Wtedy rozległ się dzwonek. Wszyscy zerwali się z miejsc i zaczęli wychodzić z klasy

-Odprowadzić cię?- spytałem

-Nie. Pójdę od razu do Beth- powiedziała i pocałowała mnie na pożegnanie. Patrzyłem w ślad za nią, aż nie zniknęła za rogiem. Już za nią tęskniłem. Nagle obok mnie pojawił się Leo

-Siema Charls, mamy dzisiaj spotkanie na temat trasy, pamiętasz nie?

- Szczerze to nie pamiętałem.  Na którą?

-Mamy 30 minut. Moja mama czeka pod szkołą, zawiezie nas na spotkanie

-Ok. To chodźmy



Veronica:

Postanowiłam jeszcze wstąpić do sklepu. Kupiłam lody. Dużo lodów. Do tego bitą śmietanę i posypki. Zapłaciłam i skierowałam się do domu Annabeth. Nieśmiało zapukałam. Drzwi otworzyła mi moja przyjaciółka

-Ymm hej Beth- powiedziałam cicho. Brunetka nie odezwała się. Patrzyła na mnie pustym wzrokiem, oparta o framugę drzwi.

-Ja… Chciałam cię przeprosić… Ty zawsze jesteś obok mnie. A gdy ty mnie potrzebowałaś to cię zostawiłam. Tak nie zachowują się przyjaciele. Wiem o tym. Strasznie żałuje i nienawidzę się za to, że tak postąpiłam. Wiem, że zawiodłaś się na ludziach, ale… Ja nie chciałam. Przepraszam cię Annabeth, tak cholernie cię przepraszam- skończyłam. Patrzył na mnie niepewnie.

-Mam lody- powiedziałam i uśmiechnęłam się delikatnie. Kąciki jej ust także się uniosły. Wiedziałam, że ją mam. Przytuliłyśmy się mocno. Zaczęłam płakać. Ona też. Przewróciłyśmy się na ziemię. Płakałyśmy i śmiałyśmy się jednocześnie. Wreszcie weszłyśmy do domu Beth

-Pewnie jesteś głodna, nie?- zapytała mnie. Pokiwałam twierdząco głową

-Fast Food?- spytałyśmy jednocześnie. Całe pomieszczenie wypełnił nasz śmiech.

-Dobra to jedziemy po obiad, zjemy go tutaj. Tylko schowaj lody do zamrażalnika- zarekomendowała.

-Idziemy pieszo c’nie?

-Niekoniecznie. Weźmiemy motor Jasona- uśmiechnęła się szyderczo. Pięć minut później jechałyśmy na motorze w kierunku restauracji pod złotymi łukami (McDonald)



Annabeth:

Uwielbiam jeździć na motorze. Czuć wiatr we włosach, rozpędzać się na pustej drodze. Niestety Jason nie pozwala mi jeździć, a już zwłaszcza na swoim motorze. Teraz jest w delegacji, więc ujdzie mi to na sucho.  Razem z Verą zamówiłyśmy mnóstwo jedzenia w Macu i teraz wracamy do mnie. Strasznie się cieszę, że się z nią pogodziłam. Mega za nią tęskniłam

-Ej Vera, jutro wolne, może będziesz u mnie nocować?

-Oki. To wjedź do mnie, zabiorę potrzebne rzeczy- wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Zabrała piżamę, ubrania na jutro, jakieś słodycze, kosmetyczkę, ładowarkę do telefonu i mini głośnik.  Wróciłyśmy do mojego domu i zaniosłyśmy obiad wraz z deserem do mojego pokoju.

-To, jak się czujesz?- spytała Veronica

-Właściwie to nie wiem. Strasznie mnie to boli, ale jednocześnie wiem, że jeśli mamy się rozstawać po kilku dniach to to wszystko nie ma sensu. Nie mam bladego pojęcia co robić- westchnęłam

-Po pierwsze nie pozwalam ci mówić, że to bez sensu. Jesteście piękną parą. Faktycznie rozstaliście się po kilku dniach związku, ale przez te kilka dni dużo się wydarzyło. Nie wiem co mówił ci Devries, ale jestem pewna, że strasznie żałuje tego, że z tobą zerwał. Nie jestem po jego stronie kochanie. Wiem, że tak myślisz. Ale tak nie jest. Nie jestem po jego stronie. Nie jestem po twojej stronie. Jestem po WASZEJ stronie. – powiedziałam. Brunetka przytuliła się do mnie

-Też jestem po naszej stronie. Potwornie za nim tęsknię. Tylko się boję. Boję się, że wrócę do niego, a kilka dni później on znów mnie rzuci

-Jestem pewna, że tego nie zrobi. A jeśli zrobi, skopię mu dupę- roześmiałyśmy się

-Jak tu był powiedziałam, że potrzebuję czasu. Już czuję się dobrze, noga prawie mnie nie boli więc w poniedziałek powinnam wrócić do szkoły. Co mam wtedy zrobić?

-Dać mu szansę. Znaczy to tylko rada. Zrobisz co uważasz za słuszne. Ale ja doradzam ci, mu przebaczyć. Nie zdradził cię ani nic. Był po prostu roztrzęsiony

-Chyba masz rację. Porozmawiam z nim. Ale w poniedziałek. W weekend my odrabiamy te kilka dni- roześmiałyśmy się i mocno przytuliłyśmy.  Vera przyniosła lody z zamrażalnika. Postanowiłyśmy włączyć jakiś film. Wybrałyśmy jeden pt. „Najdłuższa podróż”



Veronica:

Gdzieś w połowie filmu, dostałam sms



Od Charlie:

I jak skarbie? Pogodziłyście się? Niestety zobaczymy się dopiero w niedzielę i to na krótko :”(  Dziś i jutro omawiamy do końca wszystkie sprawy związane z trasą. I plany się przesunęły, wyjazd mamy w niedziele wieczorem, a nie w czwartek. Mamy podpisywać jakieś kontrakty z wytwórnią na nową piosenkę.

Kocham Cię bardzo mocno królewno <3



Do Charlie:

Tak, pogodziłyśmy się <3 Nie przejmuj się spędzę dzień z Beth <3 Szkoda, że tak szybko wyjeżdżacie :”( Ale jednocześnie jestem z was tak cholernie dumna <3 Beth na pewno też <3 Kolejna piosenka *-*

Ja też strasznie cię kocham <3

-Kto pisze?- spytała Bet, zabierając mi telefon ze śmiechem. Po chwili zrobiła poważną minę

-Charlie? Ale? I ty? Chwila!!! Ty i Charlie jesteście razem?!!!!- wrzasnęła na cały dom. Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że przecież ona nic nie wiedziała. Roześmiałam się

-No tak. Ja i Charlie jesteśmy razem- zaczęłyśmy piszczeć. Skakałyśmy, tańczyłyśmy i krzyczałyśmy. Po 5 minutach tego szaleństw usiadłyśmy zmęczone na podłodze

-Ufff brakowało mi wykrzyczenia tego- wybuchłyśmy śmiechem

-Powinnam się obrazić, że mi nie powiedziałaś- odrzekła Beth. Resztę dnia i większość nocy spędziłyśmy na gadaniu, jedzeniu, oglądaniu filmów i śmianiu się. Odzyskałam przyjaciółkę


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
AAAAA!!!!!! 2000 wyświetleń. Dziękuje wam bardzo <3 Nawet nie wiecie jak bardzo to motywuje. Każda nowa odsłona, każdy komentarz. Jestem wam mega wdzięczna <3
Koooocham Was <3

niedziela, 22 maja 2016

19. Potrzebuje czasu...


Annabeth:

Całą noc przesiedziałam na parapecie. Nie płakałam. Już nie. Tylko siedziałam i patrzyłam w pustkę. Rano umyłam się, ogarnęłam i zeszłam na dół zjeść śniadanie. Zrobiłam sobie kanapkę. Chwyciłam za energetyka z szafki Jasona. Wracałam do pokoju gdy usłyszałam dzwonek do drzwi. Susan, która nie wyszła jeszcze do pracy, otworzyła. Chwilę z kimś rozmawiały po czym krzyknęła

-Beth, Leo przyszedł- nie odpowiedziałam. Po chwili weszła do pokoju, wraz z Devriesem. Schwowałam się za szafą. Może zabrzmieć to głupio, ale to była moja ostatnia droga ucieczki. Wyciągnęłam telefon, który miałam w tylnej kieszeni

Do Susan:

Zabierz go stąd. Później ci wyjaśnię

Kliknęłam wyślij i czekałam. Po chwili usłyszałam głos mojej siostry

-Wiesz co, Leondre. Annabeth pewnie jeszcze śpi. Nie będę jej budzić. – wyprowadziła chłopaka z domu i zamknęła za nim drzwi. Dopiero wtedy wyszłam z mojego ukrycia. Sus stanęła przede mną, czekając na wyjaśnienia

-Rzucił mnie wczoraj- powiedziałam. Rudzielec zrobił wielkie oczy

-Ale… Jak?

-Wczoraj wieczorem przyszedł tu i powiedział, że to koniec. I sobie poszedł

-Ale dlaczego?

-Nie wiem. Idę do swojego pokoju- powiedziałam i wlazłam po schodach. Usiadłam w kącie swojego pokoju, włączając muzykę. Zamyśliłam się. Myślałam nad dniem, w którym pierwszy raz spotkałam Leo, nad naszym pierwszym pocałunkiem, nad naszą pierwszą randką. I nad jego słowami „To koniec”. Kocham go. Tyle wiem. Tyle rozumiem. Oprócz tego, nie kumam niczego…

Cholernie mi się nudzi. Położyłam się na łóżku i odblokowałam telefon. Miałam 10 nieodebranych wiadomości

Od Leo:

Annabeth, wiem, że nie śpisz…

Od Leo:

Widziałem cię jak stałaś za szafą

Od Leo:

Beth księżniczko proszę porozmawiajmy

Od Leo:

Skarbie ja nie chciałem…

Od Leo:

Ja nie panowałem nad sobą

Od Leo:

Kochanie, jak się czujesz?

Od Leo:

Jeszcze raz przepraszam

Od Leo:

Przepraszam

Od Leo:

Zadzwoń do mnie, proszę

Czytałam te wiadomości z obojętnością wypisaną na twarzy. Otworzyłam ostatnią widomość. O dziwo, nie od Devriesa

Od Lukas:

I jak? Pogodziliście się?

Do Lukas:

Nie. Zerwał ze mną

Nie musiałam długo czekać na odpowiedź

Od Lukas:

Przyjechać? Mogę się zerwać z lekcji

Do Lukas:

Nie. Chcę pobyć sama. Ale dziękuje za troskę <3 Jesteś wspaniałym przyjacielem <3

Od Lukas:

Oki. Wiem kochana, że jestem wspaniały. Trzymaj się <3

Tak, zdecydowanie Lukas jest wspaniały. Ale teraz potrzebuje rozmowy z moją przyjaciółką, nie przyjacielem. Wybrałam numer Very. Nie odebrała. Zadzwoniłam drugi raz. Znów nie odebrała. Trzeci, znów nic. Po chwili dostałam od niej wiadomość

Od Verka:

Sorry, nie mam teraz czasu

Mimo wolnie łzy zaczęły spływać mi po policzkach.

-Nie! Weź się w garść!- krzyknęłam. Postanowiłam zabrać się za coś konstruktywnego. Posprzątałam dom ( tak, noga dalej mnie boli, ale walić to)

Zrobiłam rodzeństwo obiad, a sama zamówiłam pizzę. Na mojej kochanej desce pojechałam do sklepu i kupiłam dużo słodyczy. Wróciłam, akurat gdy przyjechała moja pizza. Zapłaciłam i weszłam do domu. Rozsiadłam się na podłodze w swoim pokoju, włączyłam Salę Samobójców i zaczęłam jeść. W połowie film zadzwonił mi telefon, Spojrzałam na wyświetlacz. Leo. Odrzuciłam połączenie. Nie zamierzam z nim rozmawiać. Dostałam od niego kolejną wiadomość

Od Leo:

Annabeth… Daj mi się wytłumaczyć. Proszę. Ja naprawdę nie chciałem. Kocham cię księżniczko. Jestem pod twoim domem.

Postanowiłam zobaczyć co powie. Może być ciekawie. W ogóle zachowuje się jakbym miała na to wyjebane, a tak naprawdę cholernie mnie to wszystko boli. Ale za dużo łez wypłakałam w nocy by teraz po prostu rzucić mu się w ramiona, poza tym… Byliśmy razem kilka dni. A on… Ughhh.

Poszłam do łazienki poprawić makijaż i włosy. Ostrożnie zeszłam na dół, uważając na kostkę. Otworzyłam drzwi. Faktycznie, stał przed nimi. Miał na sobie czarne spodnie, buty w tym samym kolorze i szarą bluzę. Włosy miał rozczochrane. Jego piękne, brązowe oczy zabłysły gdy mnie zobaczył

-Annabeth- szepnął i próbował mnie przytulić. Odsunęłam się

-Masz 5 minut- powiedziałam. Na jego twarzy pojawił się smutek.

-Będę się streszczał. Annabeth, ja przepraszam. Ne chciałem z tobą zrywać. Ja cię kocham. Po prostu, gdy Jason wygonił mnie rano to czułem się źle. Poza tym powiedział mi, że jacyś faceci cię napadli. A ja strasznie się o ciebie martwiłem. Więc wieczorem przyszedłem pod twój dom . I zobaczyłem w oknie jak śmiejesz się z jakimś chłopakiem. Byłem strasznie zazdrosny. Nie panowałem nad sobą. No i powiedziałem co powiedziałem. Wiedz, że bardzo tego nie chciałem i nie chcę. Kocham cię Beth- skończył. Patrzyłam na niego niedowierzająco

-Zerwałeś ze mną bo widziałeś jak rozmawiam z jakimś chłopakiem?- spytałam

-Ymm tak – powiedział zmieszany. Uniosłam wysoko brwi.

-Aha.

-Tooo, wrócisz do mnie?- spytał z nadzieją w głosie. Zamurowało mnie

-A jaki to ma sens? Leo, byliśmy razem kilka dni po czym ze mną zerwałeś bo rozmawiałam z jakiś chłopakiem. Człowieku z takim zachowaniem nie mamy razem przyszłości – powiedziałam dobitnie. Ale czułam łzy zbierające mi się w oczach. Nie mogłam się rozpłakać. Zagryzłam wargę

-Ale Beth, ja wiem, że to tak wyszło… To moja wina. Ale ja cię kocham. Nie mogę się pogodzić z wizją  przyszłości bez ciebie. Ja wiem, że jestem strasznie zazdrosny. Aczkolwiek ja… Zmienię się- popatrzył na mnie pytająco. Nie wiedziałam co zrobić

-Nie wiem Leo. Muszę to przemyśleć. A poza tym nie da się zmienić od razu. Nie oczekuje od ciebie zmian. Jesteś wspaniały taki jaki jesteś. Tylko, że… Nie chcę żebyś łamał mi serce zawsze gdy jesteś zazdrosny. Ja tak nie robię. A ty przytulasz i całujesz w policzki tysiące dziewczyn gdy jesteś w trasie. Ja tylko rozmawiałam z przyjacielem, któremu zawdzięczam to, iż nadal posiadam dziewictwo

-Co?!!!

-Leo, jak myślisz, co chcieli zrobić faceci, którzy napadli mnie w nocy, gdy wracałam do domu

-Zabije gnoi- mruknął. Przewróciłam oczami

-Wracając, potrzebuję czasu

-Mimo wszystko?

-Tak. Do zobaczenia Leo- weszłam do domu

-Kiedy znów będziemy mogli porozmawiać?- spytał

-Niedługo – odpowiedziałam i zamknęłam drzwi


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
AAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!
Mam już ponad 1000 wejść !!!!!! Dziękuje wszystkim i każdemu z osobna <3
Jestem wzruszona, nie myślałam, że mój blog będzie miał taki zasięg <3
Jeszcze raz DZIĘKUJE <3

sobota, 21 maja 2016

18. Coś się kończy, a coś się zaczyna


To koniec Annabeth…



Annabeth:

Stałam i patrzyłam jak się oddala. Jak to koniec? Nie rozumiem… łzy napłynęły mi do oczu. Chciałam biec za nim, ale wiem, że nie dałabym rady. Dokuśtykałam do domu

-Jason, możesz mi pomóc wejść na górę- powiedziałam drżącym głosem, starając się nie rozpłakać. Brat wniósł mnie do góry. Z pewnym trudem się umyłam. Potem zgasiłam światło i usiadłam na parapecie wpatrując się w gwiazdy. Pozwoliłam sobie na płacz

-Twoja księżniczka cierpi Leoś- szepnęłam w pustkę



Veronica:

Dzień po imprezie wstałam mocno zmęczona. Ale nie mogłam zostać w łóżku. Miałam cel do zrealizowania: Pogadać z Charliem. Wzięłam prysznic i zrobiłam delikatny makijaż. Ubrałam się w to:

Zjadłam śniadanie i poszłam do szkoły. Zaczęły się lekcje. Nie było ani Charliego, ani Annabeth, ani Leo. Zaczęłam się denerwować. Około 10 minut od rozpoczęcia zajęć do Sali wbiegł Lenehan

-Przepraszam za spóźnienie- powiedział i usiadł w swojej ławce. Obserwowałam go przez wszystkie lekcje. Gdy dzwonek zadzwonił na koniec dnia, wybiegłam szybko, żeby zdążyć go złapać. Udało się:

-Hej Charls

-Hej Vera

-Czemu nie Vee?- powiedziałam na głos swoje myśli

-Tak mi się powiedziało. Jeśli chcesz wiedzieć co z Beth, muszę cię zawieść. Też nic nie wiem- powiedział

-Co? Nie, nie o to chodzi

-To o co?- wzruszył ramionami

Charlie! Nie udawaj, że nic się nie stało!

-Veronica, odczytałem przekaz jasno. Daje ci spokój. Możesz być spokojna- powiedział i zaczął iść

-Ale ja cię kocham!- krzyknęłam. Odwrócił się w moją stronę

-Możesz powtórzyć?

-Kocham cię Charlie. I nie chcę żebyś się odwalał. Uciekłam, bo przestraszyłam się tego uczucia. Nie rozumiałam go. Ale teraz wiem. Kocham cię- skończyłam. Podbiegła do mnie i wpił się moje usta

-Ja też cię kocham. Cholernie mocno- szepnął w moje wargi.  Poszliśmy do jego domu (od autora. Charlie mieszka razem z Leo)

-To co robimy?- spytał

-Odrabiamy lekcje- odpowiedziałam. Widząc jego smutną minę, roześmiałam się

-Żartuje. Może jakiś film?- zaproponowałam

-Oki. Wybierz coś- powiedział i poszedł do kuchni, zrobić pop corn. Postanowiłam, że obejrzymy Love, Rosie. Po skończonym filmie Charlie przyniósł kwiaty

-Vee, uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?- spytał

-Oczywiście, że tak głupku!- krzyknęłam, rzucając się na niego. Poturlaliśmy się po dywanie, całując się jednocześnie. Lenehan rozpalił ogień w kominku. Usiedliśmy przed nim, wtuleni w siebie. Panowała cisza. Ale miła cisza. Taka…. Nasza.

Właśnie wtedy naszą ciszę przerwał Leo, wbiegający do domu

-Charlie!!!- krzyknął

-Tu jestem – odpowiedział mój chłopak. Mój boże… Jak to pięknie brzmi. Dobra, nieważne. Leo nie był jakoś szczególnie zdziwiony, tym, że jestem przytulona do Charliego. Chociaż nie wiem czy cokolwiek zauważył. Devries był cały zapłakany, wściekły i rozdygotany

-Leo, co się stało?- spytał Lenehan, wstając

-Zerwałem z Annabeth

-Coooo?!!!!- wrzasnęliśmy z Charliem jednocześnie.

-No bo ja przyszedłem …i ona… a wtedy..i ja… i powiedziałem… koniec- zaczął tłumaczyć i płakać jednocześnie Leondre

-Ej Leoś, zacznij wszystko od początku, na spokojnie- poprosił blondyn

-No więc rano przyszedłem po nią. I otworzył mi Jason. I zaczął krzyczeć, że się nią nie zaopiekowałem. Nie wiedziałem o co chodzi. Ponoć wczoraj w nocy napadli ją jacyś faceci. Beth jest trochę poobijana i ma skręconą kostkę. I ponoć do domu przyniósł ją jakiś chłopak. No w każdym razie Jason zatrzasnął  mi drzwi przed nosem. Wróciłem do domu. Później wieczorem przyszedłem pod jej dom, sprawdzić co z nią. A w oknie jej pokoju, zobaczyłem jak gada i śmieje się z jakiś blond chłopakiem. Wkurzyłem się, że on może być przy mojej księżniczce, a ja nie. No i rzuciłem szyszką w okno  i pokazałem jej, że ma zejść na dół. I on jej znów pomógł. A potem poszedł w swoją stronę. I ja powiedziałem, że to koniec. I odszedłem…- powiedział

-Jakim ty jesteś debilem Leondre!!! To koniec?!!! Tyle?!! Żadnych wyjaśnień?!!! Przecież to mógł być jej kolega! Kuzyn! A ty od razu z nią zrywasz!!!- zaczęłam wrzeszczeć

-Muszę się z nią zgodzić Leo. Idź tam. Napraw wszystko. Spróbuj. Ale to jutro. Teraz idź się przespać- powiedział Charlie. Devries go posłuchał. Znów zostaliśmy sami

-Może zostaniesz na noc?- spytał chłopaka. Spojrzałam na niego z podniesionymi brwiami

-Będę grzeczny, obiecuje- roześmiał się – Po prostu nie chcę, żebyś wracała sama po tym co się stało Beth

-Oki. Zostanę

-Super. Pościelę ci moje łóżko. Będę spać na kanapie- dostałam ręcznik, a jako piżamę, bluzkę Charlsa. Zmęczona położyłam się spać. Ale nie mogłam zasnąć. Przewalałam się po łóżku. Wdychałam zapach Lenehana. On tu śpi… Tak, zdecydowanie nie mogę zasnąć. Spojrzałam na zegarek. 02:12

Poszłam do salonu. Szturchnęłam śpiącego Charliego. Otworzył oczy

-Nie mogę spać. Będziesz spać ze mną?- spojrzał na mnie zdziwiony, ale uśmiechnął się szeroko

-O niczym innym nie marzę- powiedział taksując mnie wzrokiem

-Nie wiedziałam, że jesteś taki zboczony – roześmiałam się cicho by nikogo nie obudzić

-Jeszcze wielu rzeczy o mnie nie wiesz- powiedział i poszedł za mną. Położyłam się, a on obok mnie. Umiejscowiłam głowę na jego klatce piersiowej.  Czułam jego ciepło. Oczy same mi się zamknęły

-Dobranoc skarbie- usłyszałam jeszcze

-Dobranoc, kocham cię – pomyślałam, ale nie zdążyłam tego powiedzieć

--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie zabijajcie za Leo i Annabeth, błagam...
Ale nareszcie Charls i Vee są razem <3
Miłego dnia <3

wtorek, 17 maja 2016

17. Kłótnia, wyrzuty i przyjaźń


Leondre:

Po kłótni z Beth wróciłem do domu. Rzuciłem się na łóżko i wtuliłem twarz w poduszkę. W tej samej pozycji zasnąłem i  zostałem obudzony przez Charliego.

-Jezu teraz ty masz doła? Co jest?

-Pokłóciłem się z Annabeth

-O co?

-O to, że poszła na imprezę, a mi powiedziała, że jest w domu. Mówi, że chciała poprawić Veronice nastrój, a ja tam byłem niepotrzebny. Nie chciała, żebym z nią szedł- powiedziałem i przekręciłem się na plecy, żeby spojrzeć na Charlsa. Chłopak skrzywił się i uniósł wysoko brwi

-Serio Leo? Zrobiłeś jej wyrzuty bo poszła na imprezę z przyjaciółką, a nie z Tobą?

-Chyba nawet nie chodzi o to. Tylko o to, że mnie okłamała

-Leo, zrozum. Chciała iść z Verą, a gdyby ci powiedziała gdzie idzie na pewno poszedłbyś z nimi

-Ale ja się martwiłem. Przychodzę do jej domu, a jej tam nie ma…

-No ok., ale uważam, że ona ma prawo być zła na to, że chcesz ciągle ją kontrolować. To moje zdanie. A teraz zbieraj się, jeśli chcesz odprowadzić ją do szkoły i  zdążyć ją przeprosić przed lekcjami- powiedział blondyn i wyszedł. Wstałem, wziąłem prysznic, ubrałem się i szybko zjadłem śniadanie. Po dwudziestu minutach byłem już pod jej domem. Zapukałem. Drzwi otworzył mi… Jason

-Emmm dzień dobry. Ja przyszedłem odprowadzić Beth do szkoły- chłopak spojrzał na mnie wściekle

-Słuchaj Devries, mówiłeś, że będziesz się nią opiekował, tak?!

-Noo tak- powiedziałem niepewnie . O co mu chodziło?

-I uważasz, ze opiekujesz się nią dobrze?

-Taak, chyba tak

-Tak? To ciekawe.  To powiedz mi dlaczego jakiś obcy chłopak, przyniósł moją siostrę do domu, po napadzie jakiś facetów. Dlaczego ma skręconą kostkę, jest pokopana i miała rozdartą bluzkę?!!! Gdzie ty wtedy byłeś Devries?!!! Jak się nią opiekowałeś?!!!- krzyczał, a ja stałem jak zamurowany. Jacy faceci? Co oni zrobili mojej księżniczce? Kto ją przyniósł do domu? Jak ona się czuje?

-Czy ja mogę się z nią zobaczyć?- spytałem

-Nie!- wrzasnął i zamknął mi drzwi przed nosem. Chwilę jeszcze stałem przed jej domem, a potem poszedłem w kierunku swojego. Nie dam  rady szkole. Nie bez niej…

Annabeth:

Obudziłam się dość wcześniej. Ubrałam się i na jednej nodze zeszłam na dół. Poszłam do kuchni. Zrobiłam sobie kanapkę. Wtedy usłyszałam, że Jason na kogoś krzyczy. Potem było trzaśnięcie drzwiami. Mój brat wszedł do kuchni

-Hej młoda. Jak się czujesz?

-Dobrze. Kto to był?

-Eeee tam nikt  ważny

-Pytam się kto to był?

-Devries

-Leo? Powiedziałeś mu?!

-Tak- przyznał. Zaczęłam kuśtykać w stronę drzwi. Otworzyłam je i zaczęłam „iść” Zobaczyłam Leo

-Leoś!!!- krzyknęłam. Nie usłyszał mnie- Leo!!!!- krzyknęłam i upadłam na ziemię. Padał deszcz.

-Leo!!!- krzyknęłam i zaczęłam płakać. Dlaczego? Nie wiem. Tak bardzo chciałam, żeby mnie teraz przytulił. Siedziałam tak i patrzyłam jak idzie

-Leo- szepnęłam. Nagle ktoś mnie podniósł

-Hej Annabeth. Powinnaś odpoczywać. Odniosę cię do domu okej?- spytał ten ktoś. Podniosłam głowę i spojrzałam na niego

-Lukas?

-No widzisz. Wiedziałem, że jeszcze się spotkamy- uśmiechnął się. Odniósł mnie do domu. Jason przywitał go uśmiechem pełnym wdzięczności. Nie pamiętam kiedy ostatni raz widziałam uśmiechniętego brata.

-Dzięki Lukas. Jedziemy teraz z Beth do szpitala- oznajmił

-Mogę pojechać z wami? Ktoś ją musi pilnować- roześmiał się chłopak

-Pewnie- roześmiał się mój brat. WTF?!!! Co tu się dzieje?!!!

Wsiedliśmy do samochodu i pojechaliśmy. Na szczęście nic strasznego mi nie jest. Skręciłam delikatnie kostkę i przez 2 tygodnie będę musiała nosić szyny. W drodze powrotnej do domu, kupiliśmy kilka pudełek lodów. Razem z Lukasem usiedliśmy na parapecie w moim pokoju, jedząc lody i rozmawiając. Lukas nazywa się Langer. Ma starszego o rok brata. Razem z nim przyjechali tu do ojca. Jego rodzice rozwiedli się i teraz Lukas wraz z bratem mieszka u mamy w Niemczech. Jego ojciec po rozwodzie przeprowadził się do Port Talbot. Teraz chłopcy mieszkają 2 miesiące u mamy, miesiąc u taty .

-Ale nasi rodzice są w dobrych stosunkach. Nie narzekam – roześmiał się. – A teraz ty opowiedz o sobie.

- Moi rodzice zginęli prawie rok temu. Kilka miesięcy po tym wydarzeniu, Jason dostał pracę właśnie tutaj. Przeprowadziliśmy się tu z Nowego Jorku. Już pierwszego dnia poznałam Leo, który aktualnie jest moim chłopakiem. Znaczy chyba- zmarkotniałam- Potem poznałam Veronic, moją najlepszą przyjaciółkę i Charliego. To tyle- uśmiechnęłam się

-Dlaczego chyba?

-No bo… Trochę się pokłóciliśmy

-Kochasz go?

-No tak

-No więc w czym problem. Po prostu musicie się pogodzić

-Wiem, ale… Zresztą czemu ja ci to mówię. Pewnie nie chcesz o tym słuchać

-Ależ skąd. Chętnie ci pomogę. Możesz mi wszystko ze spokojem mówić. Jestem gejem nie będę zazdrosny – roześmiał się. Spojrzałam na niego zdziwiona, a potem dołączyłam do niego.  Jestem osobą bardzo tolerancyjną. Wierzę, że ludzie zakochują się w ludziach, a nie w płci. Inie uważam, że homoseksualistów należy tępić. To normalni ludzie.  Bardzo fajnie mi się rozmawiało z Lukasem. Jest świetnym przyjacielem. Dużo się śmialiśmy nagle coś uderzyło w okno. Spojrzałam na dół. Stał tam Leo. Pokazywał, że mam zejść. Lukas mi pomógł. Po 10 minutach stałam przed nim, a mój nowy przyjaciel wrócił do siebie

-Hej Leoś. Ja chciałam cię…

-To koniec- przerwał mi

-Słucham?

-To koniec Annabeth- powiedział i odszedł w mrok nocy


-------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Wstawiłam od razu dwa rozdziały, bo najpewniej będę miała szlaban od jutra (tak, zebranie i oceny xDD)
Także 16 i 17 rozdział do waszej dyspozycji...
Miłego dnia <3

16. Pomocna dłoń


Veronica:

Weszłyśmy do domu bębniącego muzyką. Na progu przywitał nas gospodarz imprezy, przypomniało mi się, że ma na imię Edward. Przywitał nas, taksując mnie przy tym wzrokiem. Annabeth spojrzała na mnie unosząc brwi i głupawko się uśmiechając. Pokiwałam głową z dezaprobatą i pociągnęłam ją ze sobą na parkiet. Tańczyłyśmy, śpiewałyśmy i piszczałyśmy. Po czterech godzinach dzikich danców jakby to określiła Beth, poszłyśmy do łazienki poprawić makijaż. Beth sprawdziła też telefon. Gdy go odblokowała gwałtownie zbladła

-Co jest?- spytałam

-51 nieodebranych połączeń od Leo- powiedziała

-Ouuuu. Oddzwaniaj

-Na pewno?

-Tak- przekonałam ją. Wybrała numer i czekała…



Annabeth:

Leo odebrał za drugim sygnałem

-Mogę wiedzieć gdzie do cholery jasnej jesteś?!!!

- No przecież ci pisałam, w domu- powiedziałam cicho

-Och doprawdy? Bo widzisz byłem u ciebie w domu i proszę, nie ma cię. Jeszcze lepiej, Susan mówi, że jesteś na imprezie u Edwarda z klasy wyżej. No? W takim razie gdzie jesteś?- spytał. Słychać było, że kipi złością.

-U Edwarda

-Gdzie dokładnie?!!!

-W łazience, poprawiam makijaż- powiedziałam. Leondre rozłączył się. Po chwili ktoś załomotał do drzwi. Otworzyłam. Leo

-Leoś ja ci wszystko…- nie dał mi skończyć. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Wyszliśmy na dwór, a mi momentalnie zrobiło się zimno, Było już grubo po północy, a ja miałam na sobie krótkie spodenki.

-Czy ty oszalałaś?!!! Chcesz żebym umarł na zawał!!!!! Piszesz mi, że będziesz w domu, a gdy przychodzę do ciebie bo nie odbierasz okazuje się, że cię nie ma!!! Myślałem, że ktoś cię porwał!!!

-Jezu Leo wyluzuj…- gdy to powiedziałam, zdałam sobie, iż popełniłam błąd

-Wyluzuj?!!!! Nie mógłbym przeżyć jeśli coś by ci się stało!!! Mogłaś napisać, że idziesz na imprezę!!!- to było urocze, że się martwi, ale w tym momencie jestem zła, że robi mi wyrzuty

-Po co? Poszedłbyś ze mną! A ja nie chciałam, żebyś szedł! Chciałam iść tylko z Verą!!! Bo ona potrzebuje dzisiaj mojej pomocy! A teraz nawet nie wiem gdzie jest, bo marnuje czas kłócąc się z tobą!!!!

-Uważasz, że rozmawiając ze mną marnujesz czas?!!!

-Nie! Uważam, że kłócąc się z tobą marnujemy czas! A teraz wybacz idę szukać swojej przyjaciółki!!!! Dokończymy tą rozmowę kiedy indziej- powiedziałam i weszła z powrotem do domu Edwarda. Leondre zepsuł mi humor całkowicie. Na dodatek nigdzie nie mogłam znaleźć Very. Postanowiłam do niej zadzwonić:

-Hej. Gdzie jesteś?

-Hej. Wróciłam do domu, bo uznałam, że trochę ci zajmie rozmowa z Devriesem. Przepraszam, to moja wina, że się na ciebie wkurzył

-Nieprawda. To nie twoja wina. No dobra, to ja też idę do chaty. Dobranoc

-Dobranoc. Dziękuję za dzisiaj

-Nmzc. Widzimy się jutro w szkole.

-Oki. Pa

-Buźka- powiedziała i rozłączyłam się. Wolnym krokiem skierowałam się do domu. Byłam tak zmęczona, że postanowiłam iść skrótem . Szłam ciemną, wąską uliczką. Nagle naprzeciwko mnie pojawia się mężczyzna. Automatycznie odwracam się i idę w drugą stronę. Z tej strony również w moim kierunku idzie mężczyzna. Przestraszona, rozglądam się w około. Jest środek nocy. Ciemna uliczka. Żadnej drogi ucieczki. Znikąd pomocy. Obaj mężczyźni są umięśnieni i wysocy. Nie mam szans…

-Cóż to za piękna dziewczyna chodzi sama po mieście o tej porze?- zaśmiał się jeden

-Zajęta- odwarknęłam

-Uuuuu no to gdzie masz swojego księcia?- odpowiedział szyderczo drugi. Byli już bardzo blisko mnie

-Pomocy- pisnęłam

-Co tam  mruczysz kotku?

-Nie twoja sprawa!

-Uuuu trafiła nam się tygrysica- zaśmiali się. Stali już przede mną. Wyższy facet chwycił rękaw mojej bluzki i szarpnął go mocno. Materiał rozerwał się. Drugi popchnął mnie na ziemię. Upadłam, a noga wykręciła mi się pod dziwnym kątem. Wrzasnęłam. Jeden z mężczyzn zatkał mi buzię

-Zamknij ryj!- powiedział. Ugryzłam go . Tym razem to on krzyknął z bólu. W odecie kopnął mnie w brzuch. Jęknęłam. Potem kopnął mnie w głowę. Krzyknęłam

-No krzycz sobie! Ciekawe kto cię usłyszy!- warknął

-Ja- powiedział chłopak stojący za mężczyznami. Nikt go nie zauważył. Uderzył jednego butelką w głowę, a drugiego uderzył w nos.

-Zwiewajcie, zanim zadzwonię na policję- krzyknął. Moi oprawcy uciekli szybko. Chłopak uklęknął przede mną. Był mniej więcej rok starszy ode mnie.

-Jak masz na imię?

-Annabeth

-Co się stało?

-Ja szłam do domu i oni mnie….- zaczęłam płakać

-Ciiii. Zrobili ci coś?

-Nie… Tylko rozdarli mi bluzkę i pokopali. Poza tym gdy upadłam zrobiłam sobie coś z nogą- powiedziałam

-Możesz wstać?- spytał. Próbowałam, ale moje próby były nadaremne. Pokiwałam przecząco głową. Chłopak podniósł mnie.

-Mów mi gdzie mam iść- poprosił. Pokierowałam go do domu. Po piętnastu minutach pukał do drzwi. Otworzyła Susan. I całe szczęście…

-O boże! Co się stało?1- krzyknęła przerażona

-Yyyy spotkałem Annabeth gdy bili ją jacyś faceci. Wezwałem policje, a sam trochę ich postraszyłem. Annabeth zrobiła sobie coś z nogą, jest trochę poobijana, ale wydaje się ,że wszystko poza tym jest dobrze. – zdał relacje chłopak.

-Dziękuje ci. Tak bardzo ci dziękuje- powiedziała Sus, bliska łez. Ona zawsze jest taka wrażliwa.

-Jason!- krzyknęła w stronę domu – Poczekajcie chwile- weszła do domu

-Bardzo ci dziękuje – powiedziałam

-Nie ma za co- uśmiechnął się olśniewająco

- A ty? Jak masz na imię?- spytałam. W tej chwili przyszedł Jason

-Ymm dzięki za uratowanie siostry- zabrał mnie z ramion chłopaka i już chciał zamknąć drzwi gdy chłopak odezwał się

-Annabeth! Mam na imię Lukas- uśmiechnęłam się jego stronę i mój brat zamknął drzwi. Wykąpałam się z pomocą siostry, nie mogłam ruszać nogą. Postawiliśmy, że pojedziemy do szpitala rano, a teraz dadzą mi trochę pospać. Porozmawiamy też rano. Cóż ranek będzie bardzo ciężki…

niedziela, 15 maja 2016

15. Prawdziwa przyjaciółka


Z okazji tego, że mam dzisiaj imieniny wstawiam nowy rozdział <3
Miłego dnia<3
---------------------------------------------------------------------------------------------------------

Leondre:

Wstałem około 6. Ogarnąłem się, zjadłem śniadanie i spakowałem do szkoły. Zadzwoniłem do Beth, że po nią idę. Zapukałem jeszcze do pokoju Charliego, krzycząc, że ma wstawać.  W odpowiedzi uderzył czymś ciężkim o drzwi. Zaniepokojony, otworzyłem jego pokój i wszedłem do środka.  Charls leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Włosy miał potargane, pod oczami ciemne cienie, a pokój wyglądał jakby przeszło przez niego tornado

-Charlie, co jest?- spytałem

-Nic

-Przecież widzę, że coś…

- Pocałowałem Veronicę, a potem ona sobie nagle poszła. Nie chciała żebym ją odprowadził. I nie odbiera ode mnie telefonów.- wyrzucił za jednym tchem. Zamurowało mnie

-Całowałeś  się z Veronicą?!

-Czy to jest najważniejsze?!

-Charlie uspokój się. Pocałowałeś ją mogła czuć się lekko zaskoczona! Ogarnij dupę i zbieraj się do szkoły. Ja idę po Annabeth.- powiedziałem i wyszedłem z domu. Jestem pewny, że spotkam Charlsa w szkole. Go nic bardziej nie motywuje, niż krzyk



Przyszedłem pod dom Beth. Już tam na mnie czekała. Przywitaliśmy się i poszliśmy do szkoły.

-Charlie ci mówił  może co jest z Verą? Nie odbiera telefonu…-  powiedziała

-Charls ją wczoraj pocałował. No i ona zaraz po tym poszła do domu. I od tego czasu nikt nie wie co się z nią dzieje…

-Charlie ją pocałował?! Muszę do niej iść!

-Też się zdziwiłem. Pewnie jest już w szkole. Tam sobie z nią pogadasz. – uznałem.

Pół godziny później byliśmy już w klasie i zaczynała się lekcja. Veronic nie było. Annabeth przesłała mi zdenerwowane spojrzenie.

Na drugiej lekcji też się nie pojawiła.  Na przerwie Beth oznajmiła mi, że idzie do Very.

- Chcesz się zerwać?

-Tak

-Nie zgadzam się. A co jeśli po drodze ci się coś stanie? Jeśli już musisz iść, to idę z tobą

-Nie Leoś. Po pierwsze nic mi się nie stanie, a po drugie nie będziesz stał obok, gdy będę prowadziła rozmowę na temat chłopaków z moją przyjaciółką. Lecę. Kocham cię – pocałowała mnie w policzek i wymknęła się ze szkoły.  Westchnąłem głęboko i udałem się na lekcje. Usiadłem obok Charliego

-Gdzie jest Annabeth?- spytał

-U Very. Nie pytaj- odpowiedziałem i wyciągnąłem książki. Nauczyciel zaczął sprawdzać obecność

-Angela- czytał

-Obecna

- Jacob

-Jestem

-Henry

-Obecny

-Annabeth- na Sali zapanowała cisza- Annabeth- zapytał nauczyciel jeszcze raz

-Nie ma – odpowiedział ktoś

-Yhmm- nauczyciel zmarszczył brwi

-Leondre

-Jestem

-O, wspaniale. Devries pewnie wiesz gdzie jest twoja dziewczyna?- wszyscy w klasie się roześmiali

-Ymm tak, ona… Źle się poczuła

-Źle się poczuła?

-Owszem- powiedziałem

-Dobrze- nauczyciel uwierzył mi i zaczął sprawdzać obecność dalej. A ja myślałem tylko nad tym czy Beth na pewno nic się nie stanie. Cholernie się o nią martwiłem, zawsze gdy nie było obok mnie.



Veronica:

Obudziłam się piętnaście po ósmej. Nikogo nie było w domu. Zwlekłam się z łóżka. Poszłam do kuchni zrobić sobie kawę. Gdy ją wypiłam przebrałam się w świeższą piżamę i ogarnęłam mniej więcej. Usiadłam na kanapie i zaczęłam czytać książkę. Około 10 usłyszałam głośne pukanie do drzwi. Wstałam i poszłam otworzyć. Na progu stała Beth

-Co ty tutaj robisz?- spytałam, przytulając ją na powitanie

- Przyszłam bo nie odbierasz telefonu i wszyscy się martwią

-Ale czemu nie jesteś w szkole

-Zerwałam się.  Mogę wejść?- spytała. Pokiwałam twierdząco głową.

Zrobiłam nam kakao i usiadłyśmy w moim pokoju

-No to teraz opowiadaj- powiedziała Annabeth

-Ale co?

-Och! Przecież wiem, że całowałaś się wczoraj z Charliem, a potem uciekłaś!- spojrzałam na nią zaskoczona. Potem łzy zaczęły mi napływać do oczu. Musiała to zauważyć, bo odłożyła swój kubek na stolik i przytuliła mnie

-Ej, co się stało- wyszeptała

-Bo ja… Ja cholernie chciałam go pocałować… I gdy to zrobiliśmy… Zdałam sobie sprawę, że go kocham… A ja nie chcę cierpieć… On ma tysiące fanek… I każdą z nich kocha… A ja… Nie chcę być… No wiesz- łakałam

-Jedną z wielu- dokończyła. Prawidłowo- Wiem. Ja… Ja też miewam takie myśli. Ale Vera… Są sławni. Są obiektami westchnień mnóstwa dziewczyn. I nic na to nie poradzimy. – teraz jej głos się załamał. Siedziałyśmy na kanapie. Ja cała zaryczana, ona bliska płaczu i wreszcie czułam, że mam prawdziwą przyjaciółkę. Taką, która zrywa się z lekcji, żeby przyjść do mojego domu i taką, która płacze razem ze mną…



Annabeth:

Zamrugałam kilka razy, żeby odgonić łzy i wstałam

-Dobra! Koniec tego Vera! Jeśli Charlie cię pocałował to musiał mieć powód! A ty z nim porozmawiasz i dowiesz się co nim kierowało! Jeśli cię kocham, tak samo jak ty go, to nie ważne, że tysiące dziewczyn się w nim podkochuje. Będziesz dla niego najważniejsza. A teraz ruchy! Idziesz się ubrać w jakieś fajne ciuchy i idziemy dzisiaj na imprezę do tego chłopaka z klasy wyżej co nas zaprosił!

-Okej- Vera roześmiała się. Poszłyśmy na górę, poszukać jej jakiś ubrań. Zdecydowałyśmy się na to:

-Nie za odważnie?- spytała Vera

- Nie wydaje mi się. Chociaż czekaj załóż dłuższy czarny top pod tą koszulę-  powiedziałam, rzucając jej bluzkę.

-Mamy jeszcze masę czasu. Może jakiś film?

-Co proponujesz?

-Mój przyjaciel Hachiko.- usiadłyśmy przed telewizorem i odpaliłyśmy film. Gdy zjadłyśmy cały popcorn i rzewnie płakałyśmy na końcówce, przypomniało mi się, że ja nie mam ubrań na imprezę.  Pobiegłam do domu po jakieś ciuchy dla siebie. Na szczęście moje rodzeństwo jeszcze nie wróciło. Zostawiłam im kartkę z powiadomieniem, że idę na imprezę dopisując adres domu tego chłopaka. Szczerze to nie pamiętam jak ma na imię… Porwałam ubrania, parę kosmetyków i pędem  wróciłam do Very.

-Jakie masz ciuchy?- spytała gdy tylko przekroczyłam próg jej domu. Wyjęłam ubrania z torby:

-Seksownie- uznała. Obie się roześmiałyśmy. Zrobiłyśmy sobie makijaż i byłyśmy gotowe

-To daleko on mieszka?

-Parę ulic stąd

-To dobrze

-Nooo, jakby mnie Leo zobaczył to ale bym dostała ochrzan- znów wybuchłyśmy śmiechem. Veronica zostawiła informacje dla swoich rodziców i poszłyśmy na imprezę…