Veronica:
Weszłyśmy do
domu bębniącego muzyką. Na progu przywitał nas gospodarz imprezy, przypomniało
mi się, że ma na imię Edward. Przywitał nas, taksując mnie przy tym wzrokiem.
Annabeth spojrzała na mnie unosząc brwi i głupawko się uśmiechając. Pokiwałam
głową z dezaprobatą i pociągnęłam ją ze sobą na parkiet. Tańczyłyśmy,
śpiewałyśmy i piszczałyśmy. Po czterech godzinach dzikich danców jakby to
określiła Beth, poszłyśmy do łazienki poprawić makijaż. Beth sprawdziła też
telefon. Gdy go odblokowała gwałtownie zbladła
-Co jest?-
spytałam
-51
nieodebranych połączeń od Leo- powiedziała
-Ouuuu.
Oddzwaniaj
-Na pewno?
-Tak-
przekonałam ją. Wybrała numer i czekała…
Annabeth:
Leo odebrał
za drugim sygnałem
-Mogę
wiedzieć gdzie do cholery jasnej jesteś?!!!
- No
przecież ci pisałam, w domu- powiedziałam cicho
-Och
doprawdy? Bo widzisz byłem u ciebie w domu i proszę, nie ma cię. Jeszcze
lepiej, Susan mówi, że jesteś na imprezie u Edwarda z klasy wyżej. No? W takim
razie gdzie jesteś?- spytał. Słychać było, że kipi złością.
-U Edwarda
-Gdzie
dokładnie?!!!
-W łazience,
poprawiam makijaż- powiedziałam. Leondre rozłączył się. Po chwili ktoś
załomotał do drzwi. Otworzyłam. Leo
-Leoś ja ci
wszystko…- nie dał mi skończyć. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia.
Wyszliśmy na dwór, a mi momentalnie zrobiło się zimno, Było już grubo po
północy, a ja miałam na sobie krótkie spodenki.
-Czy ty
oszalałaś?!!! Chcesz żebym umarł na zawał!!!!! Piszesz mi, że będziesz w domu,
a gdy przychodzę do ciebie bo nie odbierasz okazuje się, że cię nie ma!!!
Myślałem, że ktoś cię porwał!!!
-Jezu Leo
wyluzuj…- gdy to powiedziałam, zdałam sobie, iż popełniłam błąd
-Wyluzuj?!!!!
Nie mógłbym przeżyć jeśli coś by ci się stało!!! Mogłaś napisać, że idziesz na
imprezę!!!- to było urocze, że się martwi, ale w tym momencie jestem zła, że
robi mi wyrzuty
-Po co?
Poszedłbyś ze mną! A ja nie chciałam, żebyś szedł! Chciałam iść tylko z Verą!!!
Bo ona potrzebuje dzisiaj mojej pomocy! A teraz nawet nie wiem gdzie jest, bo
marnuje czas kłócąc się z tobą!!!!
-Uważasz, że
rozmawiając ze mną marnujesz czas?!!!
-Nie!
Uważam, że kłócąc się z tobą marnujemy czas! A teraz wybacz idę szukać swojej
przyjaciółki!!!! Dokończymy tą rozmowę kiedy indziej- powiedziałam i weszła z
powrotem do domu Edwarda. Leondre zepsuł mi humor całkowicie. Na dodatek
nigdzie nie mogłam znaleźć Very. Postanowiłam do niej zadzwonić:
-Hej. Gdzie
jesteś?
-Hej.
Wróciłam do domu, bo uznałam, że trochę ci zajmie rozmowa z Devriesem.
Przepraszam, to moja wina, że się na ciebie wkurzył
-Nieprawda.
To nie twoja wina. No dobra, to ja też idę do chaty. Dobranoc
-Dobranoc.
Dziękuję za dzisiaj
-Nmzc.
Widzimy się jutro w szkole.
-Oki. Pa
-Buźka-
powiedziała i rozłączyłam się. Wolnym krokiem skierowałam się do domu. Byłam
tak zmęczona, że postanowiłam iść skrótem . Szłam ciemną, wąską uliczką. Nagle
naprzeciwko mnie pojawia się mężczyzna. Automatycznie odwracam się i idę w
drugą stronę. Z tej strony również w moim kierunku idzie mężczyzna. Przestraszona,
rozglądam się w około. Jest środek nocy. Ciemna uliczka. Żadnej drogi ucieczki.
Znikąd pomocy. Obaj mężczyźni są umięśnieni i wysocy. Nie mam szans…
-Cóż to za
piękna dziewczyna chodzi sama po mieście o tej porze?- zaśmiał się jeden
-Zajęta-
odwarknęłam
-Uuuuu no to
gdzie masz swojego księcia?- odpowiedział szyderczo drugi. Byli już bardzo
blisko mnie
-Pomocy-
pisnęłam
-Co tam mruczysz kotku?
-Nie twoja
sprawa!
-Uuuu
trafiła nam się tygrysica- zaśmiali się. Stali już przede mną. Wyższy facet chwycił
rękaw mojej bluzki i szarpnął go mocno. Materiał rozerwał się. Drugi popchnął
mnie na ziemię. Upadłam, a noga wykręciła mi się pod dziwnym kątem. Wrzasnęłam.
Jeden z mężczyzn zatkał mi buzię
-Zamknij
ryj!- powiedział. Ugryzłam go . Tym razem to on krzyknął z bólu. W odecie
kopnął mnie w brzuch. Jęknęłam. Potem kopnął mnie w głowę. Krzyknęłam
-No krzycz
sobie! Ciekawe kto cię usłyszy!- warknął
-Ja-
powiedział chłopak stojący za mężczyznami. Nikt go nie zauważył. Uderzył
jednego butelką w głowę, a drugiego uderzył w nos.
-Zwiewajcie,
zanim zadzwonię na policję- krzyknął. Moi oprawcy uciekli szybko. Chłopak
uklęknął przede mną. Był mniej więcej rok starszy ode mnie.
-Jak masz na
imię?
-Annabeth
-Co się
stało?
-Ja szłam do
domu i oni mnie….- zaczęłam płakać
-Ciiii.
Zrobili ci coś?
-Nie… Tylko
rozdarli mi bluzkę i pokopali. Poza tym gdy upadłam zrobiłam sobie coś z nogą-
powiedziałam
-Możesz
wstać?- spytał. Próbowałam, ale moje próby były nadaremne. Pokiwałam przecząco
głową. Chłopak podniósł mnie.
-Mów mi
gdzie mam iść- poprosił. Pokierowałam go do domu. Po piętnastu minutach pukał
do drzwi. Otworzyła Susan. I całe szczęście…
-O boże! Co
się stało?1- krzyknęła przerażona
-Yyyy
spotkałem Annabeth gdy bili ją jacyś faceci. Wezwałem policje, a sam trochę ich
postraszyłem. Annabeth zrobiła sobie coś z nogą, jest trochę poobijana, ale
wydaje się ,że wszystko poza tym jest dobrze. – zdał relacje chłopak.
-Dziękuje
ci. Tak bardzo ci dziękuje- powiedziała Sus, bliska łez. Ona zawsze jest taka
wrażliwa.
-Jason!-
krzyknęła w stronę domu – Poczekajcie chwile- weszła do domu
-Bardzo ci
dziękuje – powiedziałam
-Nie ma za
co- uśmiechnął się olśniewająco
- A ty? Jak
masz na imię?- spytałam. W tej chwili przyszedł Jason
-Ymm dzięki
za uratowanie siostry- zabrał mnie z ramion chłopaka i już chciał zamknąć drzwi
gdy chłopak odezwał się
-Annabeth!
Mam na imię Lukas- uśmiechnęłam się jego stronę i mój brat zamknął drzwi.
Wykąpałam się z pomocą siostry, nie mogłam ruszać nogą. Postawiliśmy, że
pojedziemy do szpitala rano, a teraz dadzą mi trochę pospać. Porozmawiamy też
rano. Cóż ranek będzie bardzo ciężki…
Wowowow!
OdpowiedzUsuńdzieję się oj dzieję,
normalnie brak słów a teraz lecę czytać next
bo dawno mnie tu nie było <3
Dzieje się, dzieje!!! I będzie się działo hahah <3
UsuńŚwietne 💪💘
OdpowiedzUsuńDziękuje <3
Usuń