wtorek, 17 maja 2016

16. Pomocna dłoń


Veronica:

Weszłyśmy do domu bębniącego muzyką. Na progu przywitał nas gospodarz imprezy, przypomniało mi się, że ma na imię Edward. Przywitał nas, taksując mnie przy tym wzrokiem. Annabeth spojrzała na mnie unosząc brwi i głupawko się uśmiechając. Pokiwałam głową z dezaprobatą i pociągnęłam ją ze sobą na parkiet. Tańczyłyśmy, śpiewałyśmy i piszczałyśmy. Po czterech godzinach dzikich danców jakby to określiła Beth, poszłyśmy do łazienki poprawić makijaż. Beth sprawdziła też telefon. Gdy go odblokowała gwałtownie zbladła

-Co jest?- spytałam

-51 nieodebranych połączeń od Leo- powiedziała

-Ouuuu. Oddzwaniaj

-Na pewno?

-Tak- przekonałam ją. Wybrała numer i czekała…



Annabeth:

Leo odebrał za drugim sygnałem

-Mogę wiedzieć gdzie do cholery jasnej jesteś?!!!

- No przecież ci pisałam, w domu- powiedziałam cicho

-Och doprawdy? Bo widzisz byłem u ciebie w domu i proszę, nie ma cię. Jeszcze lepiej, Susan mówi, że jesteś na imprezie u Edwarda z klasy wyżej. No? W takim razie gdzie jesteś?- spytał. Słychać było, że kipi złością.

-U Edwarda

-Gdzie dokładnie?!!!

-W łazience, poprawiam makijaż- powiedziałam. Leondre rozłączył się. Po chwili ktoś załomotał do drzwi. Otworzyłam. Leo

-Leoś ja ci wszystko…- nie dał mi skończyć. Chwycił mnie za rękę i pociągnął w stronę wyjścia. Wyszliśmy na dwór, a mi momentalnie zrobiło się zimno, Było już grubo po północy, a ja miałam na sobie krótkie spodenki.

-Czy ty oszalałaś?!!! Chcesz żebym umarł na zawał!!!!! Piszesz mi, że będziesz w domu, a gdy przychodzę do ciebie bo nie odbierasz okazuje się, że cię nie ma!!! Myślałem, że ktoś cię porwał!!!

-Jezu Leo wyluzuj…- gdy to powiedziałam, zdałam sobie, iż popełniłam błąd

-Wyluzuj?!!!! Nie mógłbym przeżyć jeśli coś by ci się stało!!! Mogłaś napisać, że idziesz na imprezę!!!- to było urocze, że się martwi, ale w tym momencie jestem zła, że robi mi wyrzuty

-Po co? Poszedłbyś ze mną! A ja nie chciałam, żebyś szedł! Chciałam iść tylko z Verą!!! Bo ona potrzebuje dzisiaj mojej pomocy! A teraz nawet nie wiem gdzie jest, bo marnuje czas kłócąc się z tobą!!!!

-Uważasz, że rozmawiając ze mną marnujesz czas?!!!

-Nie! Uważam, że kłócąc się z tobą marnujemy czas! A teraz wybacz idę szukać swojej przyjaciółki!!!! Dokończymy tą rozmowę kiedy indziej- powiedziałam i weszła z powrotem do domu Edwarda. Leondre zepsuł mi humor całkowicie. Na dodatek nigdzie nie mogłam znaleźć Very. Postanowiłam do niej zadzwonić:

-Hej. Gdzie jesteś?

-Hej. Wróciłam do domu, bo uznałam, że trochę ci zajmie rozmowa z Devriesem. Przepraszam, to moja wina, że się na ciebie wkurzył

-Nieprawda. To nie twoja wina. No dobra, to ja też idę do chaty. Dobranoc

-Dobranoc. Dziękuję za dzisiaj

-Nmzc. Widzimy się jutro w szkole.

-Oki. Pa

-Buźka- powiedziała i rozłączyłam się. Wolnym krokiem skierowałam się do domu. Byłam tak zmęczona, że postanowiłam iść skrótem . Szłam ciemną, wąską uliczką. Nagle naprzeciwko mnie pojawia się mężczyzna. Automatycznie odwracam się i idę w drugą stronę. Z tej strony również w moim kierunku idzie mężczyzna. Przestraszona, rozglądam się w około. Jest środek nocy. Ciemna uliczka. Żadnej drogi ucieczki. Znikąd pomocy. Obaj mężczyźni są umięśnieni i wysocy. Nie mam szans…

-Cóż to za piękna dziewczyna chodzi sama po mieście o tej porze?- zaśmiał się jeden

-Zajęta- odwarknęłam

-Uuuuu no to gdzie masz swojego księcia?- odpowiedział szyderczo drugi. Byli już bardzo blisko mnie

-Pomocy- pisnęłam

-Co tam  mruczysz kotku?

-Nie twoja sprawa!

-Uuuu trafiła nam się tygrysica- zaśmiali się. Stali już przede mną. Wyższy facet chwycił rękaw mojej bluzki i szarpnął go mocno. Materiał rozerwał się. Drugi popchnął mnie na ziemię. Upadłam, a noga wykręciła mi się pod dziwnym kątem. Wrzasnęłam. Jeden z mężczyzn zatkał mi buzię

-Zamknij ryj!- powiedział. Ugryzłam go . Tym razem to on krzyknął z bólu. W odecie kopnął mnie w brzuch. Jęknęłam. Potem kopnął mnie w głowę. Krzyknęłam

-No krzycz sobie! Ciekawe kto cię usłyszy!- warknął

-Ja- powiedział chłopak stojący za mężczyznami. Nikt go nie zauważył. Uderzył jednego butelką w głowę, a drugiego uderzył w nos.

-Zwiewajcie, zanim zadzwonię na policję- krzyknął. Moi oprawcy uciekli szybko. Chłopak uklęknął przede mną. Był mniej więcej rok starszy ode mnie.

-Jak masz na imię?

-Annabeth

-Co się stało?

-Ja szłam do domu i oni mnie….- zaczęłam płakać

-Ciiii. Zrobili ci coś?

-Nie… Tylko rozdarli mi bluzkę i pokopali. Poza tym gdy upadłam zrobiłam sobie coś z nogą- powiedziałam

-Możesz wstać?- spytał. Próbowałam, ale moje próby były nadaremne. Pokiwałam przecząco głową. Chłopak podniósł mnie.

-Mów mi gdzie mam iść- poprosił. Pokierowałam go do domu. Po piętnastu minutach pukał do drzwi. Otworzyła Susan. I całe szczęście…

-O boże! Co się stało?1- krzyknęła przerażona

-Yyyy spotkałem Annabeth gdy bili ją jacyś faceci. Wezwałem policje, a sam trochę ich postraszyłem. Annabeth zrobiła sobie coś z nogą, jest trochę poobijana, ale wydaje się ,że wszystko poza tym jest dobrze. – zdał relacje chłopak.

-Dziękuje ci. Tak bardzo ci dziękuje- powiedziała Sus, bliska łez. Ona zawsze jest taka wrażliwa.

-Jason!- krzyknęła w stronę domu – Poczekajcie chwile- weszła do domu

-Bardzo ci dziękuje – powiedziałam

-Nie ma za co- uśmiechnął się olśniewająco

- A ty? Jak masz na imię?- spytałam. W tej chwili przyszedł Jason

-Ymm dzięki za uratowanie siostry- zabrał mnie z ramion chłopaka i już chciał zamknąć drzwi gdy chłopak odezwał się

-Annabeth! Mam na imię Lukas- uśmiechnęłam się jego stronę i mój brat zamknął drzwi. Wykąpałam się z pomocą siostry, nie mogłam ruszać nogą. Postawiliśmy, że pojedziemy do szpitala rano, a teraz dadzą mi trochę pospać. Porozmawiamy też rano. Cóż ranek będzie bardzo ciężki…

4 komentarze:

  1. Wowowow!
    dzieję się oj dzieję,
    normalnie brak słów a teraz lecę czytać next
    bo dawno mnie tu nie było <3

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzieje się, dzieje!!! I będzie się działo hahah <3

      Usuń
  2. Świetne 💪💘

    OdpowiedzUsuń