niedziela, 19 czerwca 2016

24.Wspomnienia


Veronica:

Szliśmy z Charliem przez parku wesoło rozmawiając. Jednak widziałam, że coś go martwi

-Co jest?- spytałam w końcu. Spojrzał na mnie zdziwiony

-Ale w sensie?

-Przecież widzę, że coś jest nie tak. Nie ukryjesz tego przede mną. Co się dzieje?

-Nie chcę ci psuć dnia…- powiedział. Stanęłam jak wryta

-Ejjj misiek, nie psujesz mi dnia. Możesz mi mówić o wszystkim co cie gryzie Charls, a ja cię zawsze wysłucham- szeptałam, głaskając go po policzku

-Martwię się trasą, spotkaniami z fankami, Leo, Beth…

-Martwienie się trasą rozumiem, stres  w ogóle. Leo i Beth także. Sama też to przeżywam. Ale oni będą razem. Są dla siebie stworzeni. Ale czemu martwisz się spotkaniem z fankami? Przecież to uwielbiasz…

-Boję się… Boję się jak ty to odbierzesz. Wiesz będę je przytulał, całował w polczek i nie chcę żeby to…

-Rozumiem Charlie. Ale, ja jestem na to przygotowana. Wiem, że tak będzie. Dam radę – uśmiechnęłam się.

-Dziękuje. Ty zawsze umiesz poprawić mi humor- roześmiał się Lenehan i przytulił mnie mocno. Potem poszliśmy jeszcze na watę cukrową i siedząc na ławce przegadaliśmy godziny. Wreszcie wybiła 17

-Uważaj na siebie, daj z siebie wszystko, dzwoń do mnie często i przede wszystkim baw się dobrze- wymusiłam uśmiech i poprawiłam mu kołnierz koszuli. Blondyn przytulił mnie mocno, a ja z trudem powstrzymałam łzy

-Kocham cię – powiedział i pocałował mnie mocno. Oddałam pocałunek

-Ja ciebie też. Leć już- popchnęłam go w stronę czekającego autobusu. Charlie wsiadł razem z Leo. Nagle ktoś położył mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się

-Beth?



Annabeth:

Wróciłam do domu i nie mogłam usiedzieć w miejscu. Byłam zestresowana. Wyciągnęła telefon



Do Lukas:

Lukas, pomóż mi… Spotkałam się z Charliem i Leo… I potem jak wszyłam to Leondre, biegł za mną… I ja powiedziałam mu, że pogadamy za 2 tygodnie, jak wróci z trasy. A chciałabym się jeszcze raz z nim pożegnać. Jeszcze raz go zobaczyć. Nie wiem co robić…



Odłożyłam mojego ip i poszłam do kuchni po szklankę wody. Po 5 minutach wróciłam do salonu. Miałam już odpowiedź od mojego przyjaciela



Od Lukas:

Migiem masz iść ich pożegnać!!! Już!!! Kochasz go, a nie będziesz go wiedzieć przez następne 2 tygodnie, więc leć się napatrzeć!!!



Ta wiadomość podziałała na mnie pobudzająco. Założyłam buty i wybiegłam z domu. Kierunke: Dom Leondre. Biegłam tak szybko jak nigdy dotąd. Po dziesięciu minutach zobaczyłam już autobus z wielkim napisem BARS AND MELODY . Chłopcy właśnie do niego wsiadali. Podeszłam do Very i dotknęłam ją w ramie. Odwróciła się gwałtownie

-Beth? – spytała zdziwiona. Miała łzy w oczach i drżące oczy. Uśmiechnęłam się blado i przytuliłam ją mocno

-Nie płacz. Wszystko przecież będzie dobrze. To tylko 2 tygodnie – starałm się brzmieć przekonująco. Najwidoczniej podziałało bo moja przyjaciółka uśmiechnęła się

-Masz racje. Chodź, pomachamy im- zachęciła mnie. Chłopcy akurat pojawili się w oknie. Autobus ruszył. Zaczęłyśmy machać i słać całusy, aż do momentu kiedy pojazd zniknął za zakrętem

-Co robimy? – spytałam

-Wiesz, ja chyba pójdę do siebie

-Hmmm okej. To do zobaczenia, jutro w szkole – przytuliłam ją i wróciłam do domu. Wzięłam prysznic i poszłam do swojego pokoju. Spakowałam się do szkoły, powtórzyłam sobie wszystko i wrócił Jason

Beth! – usłyszałam z dołu

-Idę!- odkrzyknęłam i zeszłam po schodach – Co jest? – spytałam, wbijając do salonu

-Siadaj- wskazał mi kanapę. Posłusznie usiadłam

- Co tam u ciebie? – zapytał. Spojrzałam na niego zdziwiona i wybuchłam śmiechem

-Dobrze, a u ciebie?

-Też. Jak ci idzie nauka?

-Dobrze. Mam tylko jedną 3

-Z czego?

-Z biologii

-Nie radzisz sobie? Potrzebujesz korepetycji?

-Niee, po prostu ta baba jest jakaś dziwna…

-No dobrze. A z matmy?

-Cztery

-Moja krew- uśmiechnął się i potargał mnie Odwzajemniłam uśmiech

-A jakiś przyjaciółki oprócz Very masz?

-Nie. Vera mi wystarcza

-Yhm. A w szkole…. Wszyscy zachowują się okej wobec ciebie?

-Tak – wycedziłam, powoli wkurzona

- A co tam z Leondre? – spytał. Skrzywiłam się

-Rozstaliśmy się

-Co? Kiedy?

-Tego samego dnia kiedy na niego nawrzeszczałeś. Skończyłeś to przepytywanie?

-Tak, przepraszam, ja nie chc… - jednak nie dane mu było dokończyć bo wyszłam z salonu, wbiegłam po schodach i wbiłam do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Spod łóżka wyciągnęłam duży karton i otworzyłam go. Wyjęłam szalik mamy i usiadłam w kacie pokoju przytulając się do niego i wdychając jej zapach. Łzy zaczęły ciec mi po policzkach.

-Ty byś wiedziała co robić – wyszeptałam. Do pokoju wszedł Jason. Usiadł obok mnie

-Przepraszam. Staram się po prostu więcej z tobą rozmawiać. Wiem, że potrzebujesz rodziców i choć w jakiś mały sposób próbuje ci ich zastąpić – mówił, patrząc na szalik mamy

-Ja też przepraszam. Wiem, że się starasz. Ty też potrzebujesz rodziców, ale nie masz czasu nad tym płakać bo robisz wszystko, żebym mogła normalnie żyć. Dziękuję – wydukałam. Siedzieliśmy w ciszy, aż do przyjścia Susan. Gdy rudzielec wszedł do mojego pokoju wspólnie uznaliśmy, że zrobimy sobie dzień z rodzicami. Wyciągnęliśmy wszystkie albumy ze zdjęciami i przeglądaliśmy je, co jakiś czas przerywając ciszę jednym zdaniem. Po prawda nie wiem co moje rodzeństwo w tej chwili myślało, ale podejrzewam, że to samo co ja: Cholernie nam ich brakuje. Ale musimy dać radę. Żeby mogli być z nas dumni.

6 komentarzy:

  1. Świetnie napisane ♥ Zresztą jak zawsze 🐸👑💘

    OdpowiedzUsuń
  2. Ciekawe, ze Annabeth ma tróję z biologii i dziwną panią. Zupełnie jak ktoś kogo znam ;-)

    OdpowiedzUsuń
  3. Kiedy morzna się spodzieać kolejnego rozdziału ???

    OdpowiedzUsuń