Veronica:
Szliśmy z Charliem przez parku wesoło
rozmawiając. Jednak widziałam, że coś go martwi
-Co jest?- spytałam w końcu. Spojrzał
na mnie zdziwiony
-Ale w sensie?
-Przecież widzę, że coś jest nie tak.
Nie ukryjesz tego przede mną. Co się dzieje?
-Nie chcę ci psuć dnia…- powiedział.
Stanęłam jak wryta
-Ejjj misiek, nie psujesz mi dnia.
Możesz mi mówić o wszystkim co cie gryzie Charls, a ja cię zawsze wysłucham-
szeptałam, głaskając go po policzku
-Martwię się trasą, spotkaniami z
fankami, Leo, Beth…
-Martwienie się trasą rozumiem, stres w ogóle. Leo i Beth także. Sama też to przeżywam.
Ale oni będą razem. Są dla siebie stworzeni. Ale czemu martwisz się spotkaniem
z fankami? Przecież to uwielbiasz…
-Boję się… Boję się jak ty to
odbierzesz. Wiesz będę je przytulał, całował w polczek i nie chcę żeby to…
-Rozumiem Charlie. Ale, ja jestem na to
przygotowana. Wiem, że tak będzie. Dam radę – uśmiechnęłam się.
-Dziękuje. Ty zawsze umiesz poprawić mi
humor- roześmiał się Lenehan i przytulił mnie mocno. Potem poszliśmy jeszcze na
watę cukrową i siedząc na ławce przegadaliśmy godziny. Wreszcie wybiła 17
-Uważaj na siebie, daj z siebie
wszystko, dzwoń do mnie często i przede wszystkim baw się dobrze- wymusiłam
uśmiech i poprawiłam mu kołnierz koszuli. Blondyn przytulił mnie mocno, a ja z
trudem powstrzymałam łzy
-Kocham cię – powiedział i pocałował
mnie mocno. Oddałam pocałunek
-Ja ciebie też. Leć już- popchnęłam go
w stronę czekającego autobusu. Charlie wsiadł razem z Leo. Nagle ktoś położył
mi rękę na ramieniu. Odwróciłam się
-Beth?
Annabeth:
Wróciłam do domu i nie mogłam usiedzieć
w miejscu. Byłam zestresowana. Wyciągnęła telefon
Do Lukas:
Lukas, pomóż mi… Spotkałam się z Charliem i Leo… I potem jak
wszyłam to Leondre, biegł za mną… I ja powiedziałam mu, że pogadamy za 2
tygodnie, jak wróci z trasy. A chciałabym się jeszcze raz z nim pożegnać.
Jeszcze raz go zobaczyć. Nie wiem co robić…
Odłożyłam mojego ip i poszłam do kuchni
po szklankę wody. Po 5 minutach wróciłam do salonu. Miałam już odpowiedź od
mojego przyjaciela
Od Lukas:
Migiem masz iść ich pożegnać!!! Już!!! Kochasz go, a nie
będziesz go wiedzieć przez następne 2 tygodnie, więc leć się napatrzeć!!!
Ta wiadomość podziałała na mnie
pobudzająco. Założyłam buty i wybiegłam z domu. Kierunke: Dom Leondre. Biegłam
tak szybko jak nigdy dotąd. Po dziesięciu minutach zobaczyłam już autobus z
wielkim napisem BARS AND MELODY . Chłopcy właśnie do niego wsiadali. Podeszłam
do Very i dotknęłam ją w ramie. Odwróciła się gwałtownie
-Beth? – spytała zdziwiona. Miała łzy w
oczach i drżące oczy. Uśmiechnęłam się blado i przytuliłam ją mocno
-Nie płacz. Wszystko przecież będzie
dobrze. To tylko 2 tygodnie – starałm się brzmieć przekonująco. Najwidoczniej
podziałało bo moja przyjaciółka uśmiechnęła się
-Masz racje. Chodź, pomachamy im- zachęciła
mnie. Chłopcy akurat pojawili się w oknie. Autobus ruszył. Zaczęłyśmy machać i
słać całusy, aż do momentu kiedy pojazd zniknął za zakrętem
-Co robimy? – spytałam
-Wiesz, ja chyba pójdę do siebie
-Hmmm okej. To do zobaczenia, jutro w
szkole – przytuliłam ją i wróciłam do domu. Wzięłam prysznic i poszłam do
swojego pokoju. Spakowałam się do szkoły, powtórzyłam sobie wszystko i wrócił
Jason
Beth! – usłyszałam z dołu
-Idę!- odkrzyknęłam i zeszłam po
schodach – Co jest? – spytałam, wbijając do salonu
-Siadaj- wskazał mi kanapę. Posłusznie
usiadłam
- Co tam u ciebie? – zapytał.
Spojrzałam na niego zdziwiona i wybuchłam śmiechem
-Dobrze, a u ciebie?
-Też. Jak ci idzie nauka?
-Dobrze. Mam tylko jedną 3
-Z czego?
-Z biologii
-Nie radzisz sobie? Potrzebujesz
korepetycji?
-Niee, po prostu ta baba jest jakaś
dziwna…
-No dobrze. A z matmy?
-Cztery
-Moja krew- uśmiechnął się i potargał
mnie Odwzajemniłam uśmiech
-A jakiś przyjaciółki oprócz Very masz?
-Nie. Vera mi wystarcza
-Yhm. A w szkole…. Wszyscy zachowują
się okej wobec ciebie?
-Tak – wycedziłam, powoli wkurzona
- A co tam z Leondre? – spytał. Skrzywiłam
się
-Rozstaliśmy się
-Co? Kiedy?
-Tego samego dnia kiedy na niego
nawrzeszczałeś. Skończyłeś to przepytywanie?
-Tak, przepraszam, ja nie chc… - jednak
nie dane mu było dokończyć bo wyszłam z salonu, wbiegłam po schodach i wbiłam
do swojego pokoju, głośno trzaskając drzwiami. Spod łóżka wyciągnęłam duży
karton i otworzyłam go. Wyjęłam szalik mamy i usiadłam w kacie pokoju
przytulając się do niego i wdychając jej zapach. Łzy zaczęły ciec mi po
policzkach.
-Ty byś wiedziała co robić –
wyszeptałam. Do pokoju wszedł Jason. Usiadł obok mnie
-Przepraszam. Staram się po prostu
więcej z tobą rozmawiać. Wiem, że potrzebujesz rodziców i choć w jakiś mały
sposób próbuje ci ich zastąpić – mówił, patrząc na szalik mamy
-Ja też przepraszam. Wiem, że się
starasz. Ty też potrzebujesz rodziców, ale nie masz czasu nad tym płakać bo
robisz wszystko, żebym mogła normalnie żyć. Dziękuję – wydukałam. Siedzieliśmy
w ciszy, aż do przyjścia Susan. Gdy rudzielec wszedł do mojego pokoju wspólnie
uznaliśmy, że zrobimy sobie dzień z rodzicami. Wyciągnęliśmy wszystkie albumy
ze zdjęciami i przeglądaliśmy je, co jakiś czas przerywając ciszę jednym
zdaniem. Po prawda nie wiem co moje rodzeństwo w tej chwili myślało, ale
podejrzewam, że to samo co ja: Cholernie nam ich brakuje. Ale musimy dać radę. Żeby
mogli być z nas dumni.
Świetnie napisane ♥ Zresztą jak zawsze 🐸👑💘
OdpowiedzUsuńDziękuję <3
UsuńCiekawe, ze Annabeth ma tróję z biologii i dziwną panią. Zupełnie jak ktoś kogo znam ;-)
OdpowiedzUsuńPrzypadek? Nie sądzę xD
UsuńKiedy morzna się spodzieać kolejnego rozdziału ???
OdpowiedzUsuńW tym tygodniu. Najpewniej jutro ;-)
Usuń