czwartek, 31 marca 2016

11.Pod osłoną nieba



Leo:

Resztę dnia spędziliśmy jeżdżąc i wygłupiając się. Pod wieczór postanowiliśmy z Charlsem odprowadzić dziewczyny

-Pa Verka- powiedziała Annabeth przytulając dziewczynę

-Pa blondi- pożegnałem się

-Pa Vee, napiszę- powiedziała Charlie. Magret weszła do domu i zamknęła drzwi.

-Vee? – spytałem

-Tak na nią mówię- wyjaśnił, wzruszając ramionami- Kurde, nie wziąłem czapki z rampy

-Leć Charlie, my poczekamy tutaj- powiedziałem, wskazując ławkę w parku, przez, który przechodziliśmy.

-Ok- odrzekł i poszedł. Usiedliśmy z Annabeth. Było parno. Dziewczyna nieświadomie podwinęła rękawy. Spojrzałem na jej ręce.  Były całe w ranach. Wydałem zduszony okrzyk. Spojrzała na mnie, a później jej wzrok skierowała się na ręce. Szybko naciągnęła rękawy

-Sorry- wyszeptała

-Misia..-powiedziałem łagodnie i uklęknąłem przed nią- Co się stało księżniczko?- zapytałem, podwijając jej rękawy i oglądając rany. Nic nie mówiła. Wciąż na klęczkach, przytuliłem ją mocno. Bardzo mocno. Wstałem i posadziłem ją sobie na kolanach

-Co się stało skarbie?

-Ja…. to moje poprzednie życie. O którym ci opowiadałam… Ludzie… Oni mnie skrzywdzili… Zostawili… Porzucili… Mała, zagubiona w wielkim świecie dziewczynka, brak przyjaciół… Umarli mi rodzice…- wybuchnęła płaczem. Wtuliła się we mnie. Wyciągnąłem telefon

„Idź od razu do domu Charlie. Ja teraz z nią rozmawiam”

„Ok.”

-Wiesz co skarbie? Teraz masz nas. Veronicę, Charliego i mnie. Masz mnie skarbie, ja cię nie opuszczę , obiecuje…- powiedziałem cicho

-Nie obiecuj Leoś…

-Nie rozumiesz!- krzyknąłem. Wziąłem kilka głębokich wdechów

- Nigdy nikomu nie ufałem… Tylko Charliemu… A potem pojawiłaś się ty… Wywróciłaś cały mój świat do góry nogami… Znam cię tak krótko, ale jestem pewny co czuję. Kocham Cię …- powiedziałem, a łza potoczyła mi się po policzku

-Kocham cię… I będę twoim opiekunem. Bez względu co zrobisz, nawet jeśli, każesz mi się odwalić. Będę pilnował czy nie jest ci smutno. Czy się  nie tniesz. Czy twój uśmiech jest prawdziwy. Zrobię wszystko, żebyś nie cierpiała… Kocham cię moja księżniczko…- płakałem. Spojrzała na mnie szklanymi oczami

-Ja… Ja też już wiem co się ze mną działo od kiedy cię poznałam. Tylko wcześniej nie umiałam tego nazwać- powiedziała

-Kocham cię Leoś- powiedziała, przytulając mnie i czyniąc najszczęśliwszym człowiekiem na świecie. Znów przed nią uklęknąłem. Zbliżyłem swoją twarz do niej. Pocałowałem ją. Odwzajemniła pocałunek. Całowaliśmy się. Nocą. Na ławce w parku. Pod osłoną nieba. Z przyglądającymi nam się gwiazdami. Kocham ją…





Annabeth:

W końcu oderwaliśmy się do siebie. Leo otarł moje łzy

-Tak bardzo cie kocham –powiedział. – Poczekaj tu chwilę- odbiegł gdzieś. Siedziałam i próbowałam sobie uświadomić co tak właściwie się tutaj stało… Całowałam się z Leondre. Powiedział, że mnie kocha… AAAAAAAA!!!!!!!!!! Nagle przede mną wyrósł Devries z bukietem róż. Klęknął na jedno kolano

-Annabeth Chestre, czy uczynisz mi ten zaszczyt i zostaniesz moją dziewczyną?- zapytał. Wstałam, odebrałam kwiaty i.. rzuciłam się na chłopaka, przewalając go na ziemię

-Tak, tak, tak- wyszeptałam mu do ucha. Pocałowałam go. Uśmiechnął się

-Także teraz odprowadzę moją dziewczynę do domu- powiedział i przytulił mnie. Trzymając się za ręce, doszliśmy pod mój dom

-Napisze, jak tylko dotrę do domu, kocham cię księżniczko

-Dobrze, kocham cię Leoś- pocałowaliśmy się i weszłam do domu

-Gdzie ty tyle byłaś?!- krzyknął Jason na przywitanie

-Poczekaj- powiedziałam i pobiegłam na górę. Po 5 minutach stanęłam przed nim, trzymając małe pudełeczko. Otworzył je. Po chwili spojrzał na mnie zszokowany

-Nie będą mi  już potrzebne. Mam kogoś kto nie pozwoli mi tego robić

-Annabeth, ale… Wiem o kogo chodzi. Pamiętaj, że to jest gwiazda. On cię może skrzywdzić

-On mnie nie skrzywdzi. On mnie kocha!- krzyknęłam i pobiegła na górę. Usłyszałam tylko, że odkłada metalowe pudełko na stół. Pudełko pełne żyletek. Żyletek, które już nie będą mi potrzebne…



Akurat gdy weszłam do pokoju, rozległ się dźwięk przychodzącego sms.

„Hej księżniczko, jestem już w domku”

„Hej misiu, to dobrze <3”

„Kocham cię wiesz?”

„Wiem, ale ja kocham cię bardziej <3”

„Nie, bo ja<3”

„ No chyba coś ci się pomyliło skarbie :-*”

„ No niezbyt słoneczko :-*”

„Oooooo <3 <3 <3”

” Śpij już aniołku, bo jutro o 10 będę u ciebie <3”

„Ummm już się nie mogę doczekać <3”

„Dobranoc <3”

„Dobranoc <3”

„Kocham cię księżniczko :-*”

„ Kocham cię Leoś :-*”

-----------------------------------------------------------------------------------------------------
Mam dziś wyjątkowo paskudny humor, więc wrzucam ten wyjątkowy rozdział by poprawić samopoczucie zarówno sobie jak i mam nadzieję Wam. <3




wtorek, 29 marca 2016

10.Dobra, my nie naciskamy i w też nie


Annabeth:

Obudziłam się pierwsza. Spojrzałam na zegarek, 11:38... Co?! Jak 11:38!!!!

Wyskoczyłam z łóżka i wbiegłam do łazienki. Ustaliłam mój życiowy rekord. Ogarnęłam się w 10 minut. Wybiegłam z łazienki

-Veronica!!!! Wstawaj!!! Chłopacy będą za 10 minut!!!

-Jeszcze chwila- wymamrotała

-I Charlie zobaczy cię taką nieogarniętą- powiedziałam z wrednym uśmiechem. Podziałało. Jak z procy wybiegła z pokoju i wbiła do łazienki. Szybko się ubrałam. Jako, że na dworze było 25 stopni (jak w wakacje) założyłam shorty i bluzkę z krótkim rękawem. Po chwili zmieniłam ją jednak na luźną, przewiewną ale z długim rękawkiem. Złapałam czerwone Conversy i wbiegłam do garażu w poszukiwaniu deskorolki. 5minut. Wbiegłam do kuchni i znalazłam cztery batony musli. Na dół zbiegła Vera, ubrana w krótkie spodenki i bluzkę z krótkim rękawem. Założyła swoje trampki i razem ze mną zaczęła jeść pośpiesznie batoniki. Równo o 12 przyszli chłopcy.

-Wow, ślicznie wyglądasz – powiedział Leondre, do mnie. Zarumieniłam się. Znów....

-Dzięki Leoś, ty też wyglądasz całkiem dobrze – powiedziałam z uśmiechem. Obok nas witali się Charlie i Vera

-Jadłyście już śniadanie?- spytał blondyn po przywitaniu się

- Można tak powiedzieć...- odpowiedziała Veronica

-Co znaczy „można tak powiedzieć”?- zapytał Leondre

- Batoniki musli się zaliczają do śniadania?

-Nie!- krzyknęli chłopcy jednocześnie i weszli do mojego domu. Skierowali się do kuchni. Poszłyśmy za nimi –Skąd oni u licha wiedzą gdzie mam kuchnię?!- pomyślałam.  Leo pootwierał wszystkie szafki, w końcu wyjmując jajka, mleko i inne składniki. Charlie założyła fartuch i wyciągnął patelnię. Nakryłyśmy do stołu. Po chwili jeden z najbardziej znanych, nastoletnich, angielskich zespołów w Europie zjawił się w jadali przynosząc górę pancakes i Nutellę. Całą czwórką zabraliśmy się za jedzenie.  Pół godziny później wyszliśmy z domu.

-Muszę jeszcze iść po moją deskę- powiedziała Veronica

-Ja z tobą pójdę, a Leo i Beth niech idą już do skateparku- zaproponowała Lenehan

-Oki – powiedziałam i uściskałam Verę

-Powodzenia- wyszeptałam jej do uch i puściłam perskie oczko. Veronica roześmiała się perliście i poszła z Charliem w stronę swojego domu.  Ja i Leondre poszliśmy w kierunku skateparku. 



Leo:

Słońce świeciło intensywnie rzucając jasne refleksy na jej brązowe włosy. Rozmawialiśmy wesoło. Dotarliśmy do parku.

-Jedziesz?- spytałem. Potaknęła nieśmiało głową. Stanęła na desce, odepchnęła się nogą, przejechała kawałek i wywróciła się. Podbiegłem do niej

-Nic ci nie jest?

-Nie...

-Co ty zrobiłaś właściwie?

-No bo wiesz... Ja nie umiem jeździć...- powiedziała cicho. Roześmiałem się

-Przestań! To nie jest zabawne-  oburzyła się

-Dla mnie tak- wykrztusiłem, wciąż śmiejąc się. Prychnęła i chwyciwszy deskę skierowała się w stronę domu

-No ej! Czekaj!- krzyknąłem za nią- Nie obrażaj się! Sorry!- zatrzymała się.

-Nauczę cię jeździć, ok.?

-Ok- zgodziła się. 

Muszę przyznać, że była pojętną uczennicą. Co prawda kilka razy się wywróciła i lądowała w moich ramionach (Nie, żeby mi to w jakikolwiek sposób przeszkadzało... To właściwie był najlepszy element tych lekcji) , ale ogólnie świetnie sobie radziła.  Tak po godzinie, umiała już świetnie jeździć

-Leoś, zobacz, jadę!

-Widzę, świetnie sobie radzisz!- podjechała do mnie i mocno przytuliła. Przez ta chwilę mój świat zawirował. Czułem jej zapach. Trzymałem ją w swoich ramionach. Była blisko mnie. Chyba się zakochałem. Oj chyba tak...





Charlie:

Gdy rozstaliśmy się z Leo i Annabeth zaczęliśmy prowadzić ożywione dyskusje na różne dziwne tematy. Gdy doszliśmy do domu Very jej babcia zaprosiła mnie na herbatę. Spojrzałem na Veronicę przerażony. Ta tylko wyszczerzyła zęby w uśmiechu. Po herbatce i ciastkach, Vera zaprowadziła mnie do swojego pokoju. Istna kopalnia kolorów... Białe meble i mnóstwo kolorowych dodatków. Poduszki, koce, zasłony, sterty ubrań leżące na podłodze

-Uuuu ale syf- zaśmiała się

-Odrobinkę- stwierdziłem, również się śmiejąc. Rozglądałem się po jej pokoju. Zauważyłem mnóstwo pięknych rysunków, porozwieszanych na ścianach

-Ty rysowałaś?- spytałem, wskazując na nie

-Tak- powiedziała cicho

-Są piękne- powiedziałem

-Są stare – uśmiechnęła się blado

-To narysuj nowe- wypaliłem. Spojrzałem na nią. Przygryzła wargę, próbując powstrzymać łzy. Podszedłem do niej i przytuliłem mocno

-Co się stało?

-Ja...ja rysowałam razem z moja siostrą...zawsze siadałyśmy przy stole i rysowałyśmy...  A potem, potem…. Ona umarła… Na gruźlicę - mówiła, by po chwili wybuchnąć płaczem

-Ciiii, spokojnie, ciiii- powiedziałem. Dziewczyna wtuliła się we mnie.  

-Mam pomysł- powiedziałem, gdy już się uspokoiła.

-Pokażę ci takie jedno miejsce, zbieraj się





Veronica:

Ale się rozkleiłam przy Charliem . Jaki wstyd... A jednak przytulił mnie. Tak!!! Charlie Lenehan, chłopak z moich snów, mnie przytulił!!!!!AAAAA!!!! Nie, chwila. STOP. Nie możesz się tak nakręcać

Wreszcie Charlie stanął w miejscu. Znajdowaliśmy się na wierzchołku wzgórza a przed nami roztaczała się panorama miasta

-Ale tu pięknie...- wyszeptałam

-Wiedziałem, że ci się spodoba- nie wiem ile tak staliśmy. Wiem tylko, że odpłynęłam, zajmując się swoimi myślami. Myślami o przystojnym blondynie, stojącym obok mnie





Charlie:

Mógłbym z nią stać na tym wzgórzu całą  wieczność. Ale Leo i Annabeth pewnie się niepokoją. Nie ma nas już z godzinę

-Wiesz Vera, myślę, że Leondre zaczyna się już martwić. Przyjdziemy tu jeszcze, obiecuje- powiedziałem

-Masz rację, chodźmy- spojrzała jeszcze raz na miasto i poszła za mną. Weszliśmy do centrum miasteczka

-Wiesz co Charlie?

-Hmm?

-Nie wzięliśmy deski z mojego domu- powiedziała. Spojrzałem na nią, po czym oboje się roześmialiśmy. Wróciliśmy pod jej dom. Wzięła deskę i wreszcie skierowaliśmy się do skateparku.

-Oni nas zabiją- zaśmiała się Veronica. Wdrapaliśmy się na rampę i zobaczyliśmy jak Beth, śmiejąc się, zarzuca  ręce Leosiowi  na szyję, a ten podnosi ją i okręca wokół siebie .

-Chyba byli tak zajęci sobą, że nawet nie zauważyli, iż nas nie ma- uśmiechnąłem się. Mój braciszek był taki szczęśliwy.

-Jedziemy?- spytała.  Kiwnąłem głową. Położyliśmy deski i zjechaliśmy z rampy.

-Co tam zakochańce?- spytałem, podjeżdżając do uroczej pary. Odwrócili się do mnie z zaskoczonymi minami. Beth spojrzała na mnie zawstydzona, natomiast w oczach Leo można było wyczytać chęć mordu…

-My tylko- chciała się tłumaczyć Annabeth

-Beth nauczyła się jeździć na desce, ucieszyła się i mnie przytuliła- wyręczył ją Leondre

-Ok.- odpowiedziałem, szczerząc zęby. Podjechała do nas Veronica

-A wy, gdzie byliście?- spytała brunetka

-No, ten, byliśmy u mnie i… - zająkała się blondynka

-Dobra, my nie naciskamy i w też nie- powiedział ugodowo Devries

-Świetny plan, bracie

--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Już niedługo najbardziej wyczekiwany przeze mnie rozdział <3
Życzę miłego czytania <3

sobota, 26 marca 2016

9.Nocowanie


Veronica:

Weszłyśmy z Beth do domu

-Annabeth, to ty?- spytali jednocześnie ruda dziewczyna i brązowowłosy chłopak wchodząc do pokoju

-No, nareszcie zachowujecie się jak bliźniaki- powiedziała moja przyjaciółka- To Veronica- pokazała na mnie- może u mnie zanocować prawda? To moja przyjaciółka- położyła nacisk na ostatnie zdanie

-Tak, pewnie- odpowiedziała ruda

-Susan, a ten za mną to Jason- powiedziała, podając mi rękę i jednocześnie wskazując na bruneta

- Miło mi poznać- uśmiechnęłam się miło i poszłam za Beth. Brunetka skierowała swoje kroki do kuchni.  Otworzyła górną szafkę i zaczęła wyciągać żelki, ciastka, batoniki, wafelki ...

-Beth.... Będziemy grube....- roześmiałam się

-Ale szczęśliwe- powiedziała z uśmiechem i wzięła jeszcze dwa pudełka lodów, duże łyżeczki i bitą śmietanę

-Idziemy- zarządziła weszłyśmy po schodach do jej pokoju. Rozłożyłyśmy wszystko na jej łóżku i włączyłyśmy  Titanic’ a. O 1 w nocy płakałyśmy rzewnie z powodu nieszczęśliwej miłości Jack’ a i Rose, kończąc lody.

-No to teraz opowiadaj- powiedziała Annabeth otwierając żelki

-Co?- spytałam zdziwiona. Przewróciła oczami

-Podoba ci się Charlie?- zapytała. Otworzyłam szeroko oczy. Beth uśmiechnęła się

-No?

-Yyy znaczy...

-To widać Vera

-Aż tak?

-Bardzo

-Myślisz, że się domyślił?

-Veronica, powiedz mi prosto w twarz, podoba ci się Charlie Lenehan?

-Tak – odpowiedziałam cicho.

-AAAAAAAAAA!!!!!!!!!!- krzyknęła i przytuliła mnie mocno

-Ciszej- roześmiałam się- A tobie Beth, podoba się Leondre Devries?- zatkało ją

-Nie

-Nie?

-Nie wiem

-Już lepiej, namyśl się. To świetny chłopak. A poza tym, podobasz mu się- powiedziałam z uśmiechem

-Uhm- mruknęła jedząc żelki.

Wtedy rozległ się  dźwięk przychodzącego sms. Annabeth chwyciła swój telefon.

-Kto?- spytałam

-Leo

Hej, wiem, że jeszcze nie śpicie, dlatego chciałem się spytać czy chcecie iść z nami tzn. mną i Charliem jutro do skateparku?”

-Pytają się czy chcemy iść jutro do skateparku. idziemy?

- No pewnie- powiedziała Vera

„ Jasne, pójdziemy. O której?”

„ O 10 Będziemy pod twoim domem’

„ Tak wcześnie? ;-)”

„ No dobrze o 12 ;-)”

„Ok.”

„A jak tam u ciebie?”

„ Leo nie martw się, wszystko jest dobrze, właśnie jemy z Verą żelki :-)”

„Wiem, wiem, ale jak coś to możesz do mnie pisać. Jestem do twojej dyspozycji 24/7 :-*”

‘Wiem Leo, dziękuję:-*”

„Do zobaczenia o 12, śpij dobrze :-*”

„Dobranoc Leo:-*”

- Mówiłam, że mu się podobasz

-AAAA!- krzyknęła Beth- Vera!- spojrzała na mnie z wyrzutem

-Jeśli ty czytasz moje wiadomości z Leo, to ja chcę twoje z Charliem

-Ty małpo!

-Dawaj- powiedziała. Posłusznie dałam jej telefon



„Hej Vera”

„Hejka Charlie”

„Śpicie już?”

„Czy gdybym spała to bym ci odpisywała;-*”

„ No fakt:-* Słyszałaś już o skateparku?”

„ Właśnie Beth pisze Leondre odpowiedź”

„O czyli idziemy ;-D”

„Ha ha tak ;-)”

„Wszystko dobrze u cb?”

„Tak, a co?”

„Tak się pytam :-*”

„ No chyba, że tak :-*”

„ Dobranoc, kolorowych snów <3”

„Śpij dobrze, dobranoc Charlie <3”



-Uuuuu widzę gorący romans- roześmiała się

-Spadaj- walnęłam ją poduszką, rozpoczynając tym samym walkę tym zacnym, puchowym przedmiotem. Około 3 zasnęłyśmy



















wtorek, 22 marca 2016

8. Wyglądali razem tak… Prawdziwie.


Leondre:

Dziś, razem z Charliem, postanowiliśmy zabrać dziewczyny nad jezioro. Temperatura na dworze osiągała już 30 stopni. W sumie nie pamiętam, żeby kiedykolwiek było tak ciepło w maju… Wstaliśmy z Charlsem o 9. Nareszcie weekend. Gdy na dworze taka piękna pogoda, strasznie trudno usiedzieć w szkole… Zjedliśmy śniadanie i zadzwoniliśmy obudzić te śpiochy…



Annabeth:

Leo zbliżył swoją twarz do mojej… Już mieliśmy się pocałować, gdy się obudziłam. Westchnęłam. Poszłam do łazienki się ogarnąć. Gdy wróciłam do pokoju, akurat zaczął dzwonić telefon. Leondre Devries.

-Halo?

-Śpisz?

-Nie Leo, gdybym spała to bym nie odebrała – roześmiałam się

-Faktycznie – dołączył do mnie

- To po co dzwonisz?

-Aaaa właśnie. O 11, przyjdę po ciebie. Jedziemy razem Z Charliem i Veronicą nad jezioro

-Oki

-To do zobaczenia

-Paaa Leo- powiedziałam i rozłączyłam się.  Podeszłam do szafy. Wyciągnęłam czarne bikini i szybko je ubrałam. Związałam włosy w kitkę i przyjrzałam się w lustrze. Wyglądałam całkiem spoko. Założyłam na strój shorty i zwiewną bluzkę z długim rękawem. Do tego sandały i byłam gotowa – Śniadanie- przypomniałam sobie. Zeszłam na dół. Zrobiłam sobie kawę i zjadłam croissanta.  Zostało mi pół godzinny.  Spakowałam wszystkie potrzebne rzeczy. Po 15 minutach z nudów chwyciłam za książkę i pogrążyłam się w lekturze.



Veronica:

Dzwonek telefonu, wyrwał mnie z  głębokiego snu. Na wyświetlaczu pojawiło się zdjęcie Lenehan’ a.

- Hej Charls, co jest?

-Hej Vee, dzwonię żeby ci powiedzieć, że masz już wstać

-Po co?- spytałam przeciągle, tłumiąc ziewnięcie

- Bo jest już 10, a o 11 przychodzę po ciebie i jedziemy z Annabeth oraz Leondre nad jezioro

-Mam godzinę?!

-Tak dokładniej to 58 minut

-Aaaa, dobra okej. To ja kończę Charlie, muszę się przygotować

-Oki, tylko nie zapomnij zjeść śniadania

-Ok, do zobaczenia

-Do zobaczenie- rozłączył się. Szybko wzięłam kostium z szafy i poszłam do łazienki. Po 20 minutach przyglądałam się w lustrze. Jest okej. Ubrałam legginsy, bluzkę na ramiączkach i koturny. Jestem o wiele niższa od Lenehan’ a a przecież tak nie może być… Zeszłam do kuchni i zjadłam kanapki.  Wróciłam do pokoju, przebrać spodnie ( w długich było mi za gorąco) i akurat przyszedł Charlie.  Po przywitaniu się , poszliśmy w kierunku park, gdzie  była „zbiórka”



Leondre:

O 11, zapukałem do drzwi Annabeth. Po pięciu minutach mi otworzyła. Wyglądała cudownie…

-Hej Beth- przytuliłem ją po koleżeńsku

-Hej Leoś, idziemy?

-Jasne, daj torbę

-Nie, spoko. Masz jeszcze swoją

- To że jestem niski nie znaczy, że jestem słaby- roześmiałem się

-Ehh no dobra- powiedziała i podała mi swój tobołek.  Do parku, gdzie mieliśmy się spotkać z blondasami, przyszliśmy około 11:20. Lenehan i Magret już byli. Zamówiliśmy taxi. Taksówkarz dowiózł nas do jedynej drogi, prowadzącej nad jezioro. Drogi pieszej… Ehh..

-No, to przed nami około 2 kilometrów- powiedział entuzjastycznie Charlie. Wszyscy spojrzeliśmy na niego zdziwieni

- No co? Będzie zabawnie- roześmiał się. Dołączyliśmy do niego.

Szliśmy, śmialiśmy się i gadaliśmy. Ot, zwykła młodzieżowa wycieczka. Gdzie nikt nie pamiętał, że jesteśmy sławni. Gdzie nikt nie robił nam zdjęć… Gdzie byliśmy sami… Zwykłe nastolatki- mimowolnie uśmiechnąłem się do tych myśli.

Wreszcie doszliśmy do jeziora. Rozłożyliśmy ręczniki na piasku, przy brzegu. Annabeth usiadła w cieniu drzewa razem z Veronicą. Ja i Charlie ściągnęliśmy spodnie oraz bluzki i wbiegliśmy do wody.



Annabeth:

Usiadłyśmy z Verą pod drzewem. Chłopacy rozebrali się do kąpielówek. Gdy Leondre ściągnął T-shirt wciągnęłam powietrze gwałtownie.

-Uuuuu- powiedziała Vercia ze śmiechem, lecz gdy Charls się rozebrał także o mało zawału nie dostała

-Nie do wiary, prawda? Jesteśmy nad jeziorem z naszymi idolami. Rozmawiamy z nimi, śmiejemy się, jemy ogólnie żyjemy…- powiedziałam po chwili ciszy

-Możemy też patrzeć na nich gdy nie mają koszulek- poważnie uznała Vera. Spojrzałyśmy na siebie i zaczęłyśmy się głośno chichrać.

-Ale, tak serio, to masz racje. To jest niesamowite. Mamy wielkie szczęście- obie się uśmiechnęłyśmy. ..

-Idę się wykąpać z nimi, też chcesz?- spytała Vera

-Nie, nie. Poopalam się.- uznałam i przeniosłam się w słońce. Ściągnęłam spodenki i bluzkę. Na ręce zawiązałam bandamę. Położyłam się na ręczniku i zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam wesoły krzyk mojej przyjaciółki.  Nagle poczułam jak czyjeś zimne ręce mnie podnoszą. Otworzyłam oczka

-Leo!!! Leo co ty wyprawiasz!!!

-Niosę cię- odpowiedział z szatańskim uśmiechem. Devries wszedł do jeziora. Zanurzył się już do pasa. Zakołysał mną i wrzucił mnie do wody

-AAAA!!!- zdążyłam krzyknąć, po czym zanurzyłam się cała.

Po chwili wystawiłam głowę, spod lodowatej toni

-Leondre Devries!!! Ja cię zabiję!!!!- wrzasnęłam i zaczęłam płynąć za roześmianym chłopakiem. Wyszliśmy na brzeg. On zaczął uciekać, ja go gonić.

Wreszcie go złapałam i powaliłam na ziemię.

-Masz za swoje!- krzyknęłam i zaczęłam go łaskotać, w duchu dziękując Charliemu, że powiedział mi o łaskotkach Devries’ a.

-Nie …Błagam …Nie… Beth-  śmiał się. W końcu skończyłam swoje tortury i wróciliśmy do wody.



Veronica:

Słodko było patrzeć na Annabeth i Leondre. Wyglądali razem tak… Prawdziwie. Naturalnie.  Uśmiechnęłam się do siebie. Ja i Charlie też ponoć tak wyglądamy. Beth tak mi powiedziała.  Jakbyśmy  byli dla siebie stworzeni. Szkoda tylko, że on tego nie zaważa



Charlie:

Cały dzień spędziliśmy nad jeziorem.  Jeżeli nie siedzieliśmy w wodzie, to leżeliśmy plackiem na piasku i opalaliśmy się. Około 21 byliśmy już w mieście.

-Verca, nocujesz u mnie?- spytała Beth

-Uhm i tak miałam zostać sama w domu- odpowiedziała blondynka. Najśliczniejsza blondynka na świecie. Także odprowadziliśmy dziewczyny pod dom Annabeth, pożegnaliśmy się i poszliśmy do siebie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------
Taki totalnie krótki rozdział. Jest właściwie mocno połączony z rozdziałem 9 i 10, które pojawią się niedługo <3

niedziela, 20 marca 2016

7. Kolacja, skrzyżowane spojrzenia i dziewczna


Leondre:

Miały miesiące a nasza przyjaźń rozkwitała. Mijały miesiące, a ja z każdym dniem zakochiwałem się w niej coraz bardziej.  Zauważałem coraz więcej. Zaważałem jak słodko marszczy nosek gdy się denerwuje.  Jak nakręca włosy na palec czekając na koniec lekcji.  Zauważyłem jak ma w dupie wszystkich chłopaków, którzy do niej zarywają. Zauważyłem, że  zawsze nosi długi rękaw, co zaczyna mnie martwić. Zauważyłem, że kocham ją tak bardzo, iż nie mogę skupić się na niczym innym…



Annabeth:

O 7 przyjdzie Leo, żeby odprowadzić mnie do szkoły. On jest taki kochany, opiekuńczy... Stop. Przestań tak o nim myśleć!!!! Była 6. Ubrałam się:

I ogarnęłam. Szybko zjadłam śniadanie. Gdy wracałam do swojego pokoju, by czekać w nim na

Leo, na schodach spotkałam Jasona. W sumie dawno z nie rozmawiałem. Wychodził z domu wcześniej niż ja. Ja wracałam gdy on już spał.

-Hej bracie- przywitałam się

-Cześć młoda, czekasz na Devriesa?

-Tak, odprowadza mnie od szkoły

-Ok., ja lecę, pa- powiedział

-Pa- westchnęłam i poszłam do swojej nory. Usiadłam na kanapie przy oknie i pogrążyłam się w rozmyślaniach. Znowu… Tym razem myślałam o Jasonie. O tym jak musi być mu trudno. On przecież też stracił rodziców. Ale w przeciwieństwie do mnie nie miał czasu na pogodzenie się z tym. Musiał iść do pracy. Opiekować się mną i Susan. W sumie  Sus jest w takiej samej sytuacji co on. Ona też musiała iść do pracy. Oboje mnie utrzymują. A ja zachowuję się tak niewdzięcznie… Usłyszałam dzwonek. Zbiegłam na dół.  To był Leondre

-Cześć Leo

-Hej Beth, sorry, że tak wcześnie, ale jakoś tak wyszło

-Nie no spoko. Napijesz się czegoś

-Jakby nie zrobiłoby ci to problemu to poproszę herbatę

-Ok., możesz iść do mojego pokoju, wiesz gdzie jest. Ja zaraz przyjdę

-Oki- powiedział i wszedł po schodach



Leondre:

Tak bardzo chciałem ją już spotkać, że wyszedłem pół godziny przed czasem. Wpuściła mnie do domu i kazała iść do swojego pokoju. Wczłapałem się po schodach . Otworzyłem drugie drzwi po prawej. Usiadłem w fotelu. Rozejrzałem się wokół siebie. Byłem w tym pokoju tysiące razy. Nagle moją uwagę przykuł, częściowo zasłonięty przez  zasłonę zawsze tam wiszącą, napis. Wstałem i podszedłem do ściany. Odsunąłem materiał .Długa, czarna zasłona spadła na podłogę. Na szarej ścianie było mnóstwo cytatów.

„I to cholerne uczucie gdy rozmawiacie ze sobą, ale ty wiesz, że nic dla tej osoby nie znaczysz”

„Gra w wisielca tak jakby uczy nas aby uważać na słowa bo mogą one pozbawić kogoś życia”

„Scooby Doo nauczył nas, że prawdziwymi potworami są ludzie”

„Muszę o nim zapomnieć, muszę…”

Patrzyłem na tą ścianę i łzy zebrały mi się w oczach. Ona tak cierpi… A ja nic nie wiedziałem… Wreszcie spojrzałem na ostatni napis

„Jesteś kompletnie sama. Zawsze jesteś sama. Wszystko inne to urojenie”

Łza spłynęła mi po poliku.  Moja  Annabeth…

Usłyszałem kroki na schodach. Szybko założyłem materiał, otarłem łzę i usiadłem w fotelu.

Beth weszła. Wziąłem od niej herbatę. Rozmawialiśmy o błahych sprawach a ja cały czas myślałem o tych cytatach… O tym jak ona cierpi…



 O 8:40 byliśmy w szkole. Charlie i Veronica już na nas czekali. Przywitaliśmy się i weszliśmy do klasy.  Zaczynaliśmy biologią.  Sprawdzian… Ehhhh…

Na szczęście jest to lekcja, którą mniej więcej ogarniam. Usiadłem w ostatniej ławce pod ścianą. Annabeth w czwartej w środkowym rzędzie. Widziałem ją idealnie. Wszyscy dostaliśmy kartki i zaczęliśmy pisać. Skończyłem po 20 minutach odłożyłem kartkę na brzeg ławki. Spojrzałem na nią.  Gryzła końcówkę długopisu i marszczyła nos. Czyli nic nie wiedziała.  Popukała paznokciami w ławkę czyli coś ją rozpraszało.  Poprawiła włosy. Czyli jest pewna, że dostanie złą ocenę. Nagle odwróciła się w moją stronę. Zerknęła  na mnie. Gdy napotkała mój wzroku szybko odwróciła głowę, rumieniąc się. Zaczęła nerwowo bazgrać po swojej kartce. Zabrzmiał dzwonek. Szybko oddała nauczycielce kartkę, pociągnęła Verę za rękę i razem wyszły z klasy.

Resztę dnia praktycznie ich nie widzieliśmy. Wchodziły na lekcje spóźnione, wychodziły równo z dzwonkiem. Gdy wszystkie lekcje się skończyły wybiegły ze szkoły.  Veronica napisała Charliemu, że spotkamy się jutro w szkole. Beth milczała.



Annabeth:

Gdy Leo przyłapał mnie na patrzeniu na niego, na biologii, uznałam, że muszę dziś od niego odpocząć. Ma na mnie za duży wpływ. Nie mogę się przez niego skupić… Ciągle myślę o nim…

A tak zmieniając temat, wymyśliłam jak mogę się w małym stopniu chociaż, odwdzięczyć mojemu rodzeństwu za troskę. Wszystko opowiedziałam Verce, pomysł bardzo jej się spodobał. Po szkole poszłyśmy do mojego domu, zostawić rzeczy.

-Sprawdź co mam w lodówce  Veronic

-Się robi szefowo- mruknęła ze śmiechem, otwierając lodówkę. No więc masz sałatę, pomidory, masło, mleko, ciastka maślane… WTF! Beth trzymacie ciastka maślane w lodówce?! Kto normalny trzyma ciastka w lodówce?!- roześmiałam się

-Przypominam, że my nie jesteśmy normalni

-Faktycznie, to wszystko wyjaśnia…



Poszłyśmy do sklepu. Po kupnie wszystkiego co było, postanowiłyśmy wrócić do domu drogą przez parku.  Słońce świeciło mocno. Była wiosna. Nareszcie… Szłyśmy, gawędząc. Usłyszałam wesołe piski. Odwróciłam się. Ujrzałam Leo, trzymającego jakąś dziewczynę w pasie, okręcającego ją wokół siebie. Zabolało. Bardzo… Devries zobaczył mnie. Szybko odwróciłam głowę. Pociągnęłam Veronicę za rękę i przyśpieszyłam kroku

-Beth!!! Beth!!- zawołał. Musiałam się zatrzymać.

-O hej Leo

-Hej Leondre- przywitała się Vera

-Hej Veronica, to jest moja siostra Tilly- powiedział, wskazując na dziewczynę , o którą przed chwilą byłam zazdrosna. Rozluźniłam się.

-Hej Veronica- dziewczyna podała mojej przyjaciółce rękę – Hej Annabeth, Leo dużo mi opowiadał o tobie- mrugnęła do mnie- Faktycznie jesteś śliczna tak jak ciebie opisywał- Devries zatkał jej usta, dłonią

-Czemu wszyscy mi to robią – mruknął do siebie. Dziewczyny roześmiały się .  A ja stałam sobie, z rumieńcem na twarzy.

-Dobra Vercia idziemy, bo jeszcze dużo do zrobienia- powiedziałam w końcu. Pożegnałyśmy się i poszłyśmy do domu. Posprzątałyśmy w nim i wzięłyśmy się za robienie kolacji. Około 17 skończyłyśmy.

-Dziękuje kochanie, nie wiem jak dałabym sobie bez ciebie radę- przytuliłam ją na pożegnanie

-Zawsze do usług skarbie- pomachała mi i wróciła do siebie. Akurat gdy zniknęła za rogiem, przyjechał Jason i Susan. Na powitanie uścisnęłam ich i zaprowadziłam do jadalni.  Susan oczywiście się popłakała, Jason też  był wzruszony. Usiedliśmy przy stole i zajadaliśmy to co ja z pomocą Magret zrobiłyśmy.  Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Wreszcie zachowywaliśmy się jak normalna rodzina. Po kolacji, usiedliśmy razem przed telewizorem i pijąc kakao oglądaliśmy ostatnią część Harrego Pottera .  O 22 kazali mi iść spać.  Gdy tylko się wykąpałam, włączyłam laptopa. Zalogowałam się na Facebook’ u.  Oprócz setek wiadomości od ludzi ze starej szkoły, które zignorowałam, dostałam 1 zaproszenie do znajomych. Tilly Devries. Przyjęłam. Od razu dostałam od niej wiadomość

- Hej

-Hej- odpisałam

-Ct?

-Ok., a u cb?

-Też dobrze. A Cr?

- Właśnie miałam dzwonić do Very

-A to, nie przeszkadzam

-Nie, nie spoko. To może zaczekać

-Okej

- Tilly, mogę zadać ci pytanie?

-No pewnie!

-Czy Leo serio mówił, że jestem śliczna?

- Leo? Oczywiście. Cały czas o tobie nadaje J

-Aha, okej. Ja już muszę lecieć. Dzięki. Paa

-Spoczko. Paaa


--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od taki lekki rozdzialik na niedzielę ;-)
Mam nadzieję, że się spodoba

sobota, 19 marca 2016

6. Idealni. Moi idole…


Annabeth:

Można powiedzieć, że czas mijał spokojnie. Moim jedynemu zmartwieniem byłam… ja. Ciągle myślałam o Leo. Śniłam o nim. Wyobrażałam  sobie jak jesteśmy razem… A potem musiałam ogarnąć dupę i wrócić do rzeczywistości.



Śnieg zasypywał wszystko w około. Biały puch pokrył każdą wolą przestrzeń, tworząc niesamowitą atmosferę, zbliżających się świąt. Zjadłam już 8 czekoladek z kalendarz adwentowego.  Była sobota. Wczoraj, wraz z Veronicą zaplanowałyśmy podróż, na świąteczne zakupy do Londyn.  Pobudka była o 4. Z moją przyjaciółką, spotkałam się na dworcu. Wsiadłyśmy do pociągu i od razu zasnęłyśmy. Wreszcie po ponad 3 godzinach dojechałyśmy.  Wybiła 8, gdy usiadłyśmy w kawiarni, by zjeść śniadanie.  Akurat dziś w stolicy Anglii, odbywały się targi makijażowe. Skierowałyśmy się więc w stronę, ogromnego wieżowca, w którym się odbywały. Weszłyśmy akurat gdy otwierali więc jeszcze wszystko było dostępne. Kupiłam dla Susan, cienie do powiek, które bardzo chciała mieć oraz zestaw lakierów do paznokci. Później poszłyśmy do centrum handlowego szukać prezentu dla Jason’ a.  Kupiłam mu replikę broni. Załatwiłyśmy prezenty dla naszych kilku koleżanek z klasy.

-Jeszcze coś?- spytała wycieńczona Vera. Nie dziwię jej się. Od 5 godzin chodziłyśmy po tych cholernych sklepach

-Muszę cię zasmucić skarbie. Jeszcze najgorsze przed nami- powiedziałam, a ona spojrzała na mnie pytająco

-Prezenty dla Leo i Charlie- westchnęłam

-To… Masz jakiś pomysł?

-Nie… Żadnego

-Wiesz co? Zróbmy sobie przerwę. Przemyślimy to i odpoczniemy trochę. Nogi mi odpadają

-Oki- weszłyśmy do StarBucks’ a.  Zamówiłyśmy kawy i zaczęłyśmy myśleć nad prezentem dla chłopców

- Znamy ich już ponad 3 miesiące, a ja nadal nie mogę w to uwierzyć- powiedziałam w końcu

-Pff, no może ty. Ja znam Leo rok i 3 miesiące*- roześmiałyśmy się

-Pamiętasz pierwszy koncert?- spytałam

-Oczywiście



*************koncert*******************



Veronica:

Trasa chłopaków trwałam już 2 tygodnie. A dziś grają ostatni koncert. I dziś, razem z Beth, na niego jadę. OMG. Nigdy nie myślałam, że będę tak blisko Devriesa, że zaprosi mnie na swój koncert. Wszystko dzięki Annabeth…



Obudziłam się o 4. Byłam tak podekscytowana, że wręcz zleciłam na dół. Umyłam się i poszłam ubrać:




Pomalowałam się i zadzwoniłam do Annabeth:

-No hej

-Cześć- powiedziała

-Też już nie śpisz?

-No oczywiście. OMG! Idziemy na koncert Bars and Melody!

-AAAAAAA!!!- krzyczałyśmy

-To spotykamy się przy punkcie taxi?

-Uhm, ja już wychodzę z domu- powiedziała

-Oki, to ja też. Paaa

-Paaa







Annabeth:

Wstałam okropnie wcześnie. Ale mam dużo sił. Dlaczego? Bo jadę na koncert BAM. Jadę na koncert Leo !!!! Wzięłam prysznic, ogarnęłam się i ubrałam :



Wzięłam torebkę i wyszłam z domu.  Po  pół godzinie spotkałam się już Verą. Zamówiłyśmy taxi i pojechałyśmy. Pojechałyśmy spełniać nasze marzenia…



Po 4 godzinach dojechałyśmy do Madison.

Zjadłyśmy śniadanie w pobliskiej kawiarni i pokręciłyśmy się po sklepach. O 11, z nudów poszłyśmy do kina. O 14, zjadłyśmy obiad.

-Ughh niepotrzebnie, tak szybko przyjechałyśmy – westchnęłam

-No dokładnie… Tu już nie ma co robić…

-Masz adres hotelu chłopców?

-Tak poczekaj-  powiedziała, przeszukując torebkę

-Hotel Luxur, Werdsin 12

-Idziemy?

-Oki

Po pół godzinnych poszukiwaniach, nareszcie odnalazłyśmy piękną, białą kamienicę ze złotym napisem „Luxur” . Napisałam do Leo

„Mam dla ciebie niespodziankę”

„Jaką?”

„Wyjdź z hotelu to się dowiesz :-*”

„OK.”

Po chwili, brunet z moich snów, wyszedł z budynku. Pomachałam do niego

Podbiegł w naszą stronę i przytulił mnie po koleżeńsku. Tak samo Veronicę.

-Czemu tak późno? Już myśleliśmy, że się rozmyśliłyście

-My? Nigdy!- powiedziała Vera

-Byłyśmy tu o 9- uśmiechnęłam się – Tylko nie chciałyśmy wam przeszkadzać

-Nie przeszkadzacie, strasznie się nudzimy. Dopiero o 18 musimy się zbierać, mamy jeszcze 3 godziny, idziecie?

-Uhm- pokiwałyśmy głowami na zgodę.



-Cześć Charls

-Hejka Charlie- przywitałyśmy się

-Hello dziewczyny- przytulił nas

-To co robimy?- spytał Devries

-Oglądamy film- zadecydowała Vera. Zasłoniliśmy okna, usiedliśmy na łóżku i włączyliśmy laptopa

-To co wybieracie?

-Nic smutnego- ostrzegłam- Rozmażemy się- roześmialiśmy się

- Dary Anioła?- zaproponowała Veronica

-Uhm, dobry pomysł- uznałam

-Co to?- zapytali chłopcy jednocześnie

-Dowiecie się- uśmiechnęła się



Dwie godziny później film się skończył, a ja musiałam przysiąść Leo, że pożyczę mu książkę na podstawie, której stworzono ten film. O 17:30 do pokoju weszła brązowowłosa kobieta

-Cześć dzieciaki

-Cześć mamo- przywitał się Leondre. Czyli to musi być pani Devries

-Cześć dziewczynki, jestem Viktoria, mama Leo

-Veronica- przedstawiła się moje przyjaciółka

-Anna… Annabeth- wyjąkałam. Boże jak bardzo się bałam. Kobieta uśmiechnęła się do mnie

-Annabeth, Leoś dużo mi o tobie opowiadał…

-No mamo…- westchnął brunet i ukrył twarz w dłoniach. Wszyscy się roześmiali. Oprócz  mnie. Ja tylko się zarumieniłam.

-No w każdym razie, musicie zacząć się szykować. O 18 będzie podstawiony samochód. Dziewczyny, jedziecie z nami? Wiem, że same byście dojechały, ale no cóż… To będzie limuzyna- pani Viktoria uśmiechnęła się

-Tak jadą- powiedział Charlie. Wyszczerzył do nas zęby

-Dobrze, pojedziemy- roześmiała się Vera



19:00. Zgasły światła. Rozległy się pierwsze dźwięki Hopeful. Chłopcy weszli na scenę. Wszyscy zaczęli krzyczeć.  Leondre rapował. Charlie śpiewał. Byli świetni. Idealni. Moi idole…



*********************************************

Annabeth:

-Beth, Beth- Veronica zamachała mi ręką przed twarzą. – Ale się zamyśliłaś- roześmiałyśmy się

-To masz już pomysł na te prezenty?- spytała

-Dla Leo tak.  I dla Charliego od ciebie też

-Co?

-Pomyśl misia. Co zawsze nosi Lenehan. Na koncerty, do skateparku

-Słuchawki

-Ale nie takie zwykłe. Żeby wiedział, że od ciebie. Z jego imieniem. Ale tak odmienionym, tak specjalnie… Tak jak tylko ty na niego mówisz

-Charls

-Brawo – roześmiałam się.

-Ale gdzie takie coś się załatwia?

-Przez internet głąbie

-Aaaaaa. A co ja mogę kupić Leondre?

-Powiem ci jak ty mi powiesz co mogę kupić Charliemu

-Co on by mógł chcieć… Czapkę z daszkiem. Jakąś wypasioną. Ostatnio zepsuł swoją ulubioną

-Dziękuję skarbie. Ty możesz kupić Devriesowi te takie gumowe bransoletki. Wiesz, te jego ulubione

-Uhhh misia, mówiłam już, że cię kocham

-Hahahah, żeby to raz-  dokończyłyśmy kawę i poszłyśmy jeszcze kupić mnóstwo słodyczy. W końcu co to za prezenty bez słodyczy…

Poszłyśmy na obiad. Po skończonym posiłku  powiedziałam, że muszę iść do łazienki. Wzięłam torebkę i opuściłam przyjaciółkę. Gdy tylko upewniłam się, że jestem poza jej polem widzenia, skręciłam do najbliższego sklepu.  To w nim upatrzyła piękną, niebieską bluzkę, tak idealnie pasującą do oczu mojej przyjaciółki. Wybrałam odpowiedni rozmiar i podbiegłam do kasy. Kupiłam jej jeszcze cudowną kopertówkę. Wyszłam ze sklepu i sprintem pobiegłam do innego .  Kupiłam Veronice śliczną bransoletkę z kolczykami w komplecie i poszłam do Sephora.  Zakupiłam cienie do powiek, perfum i błyszczyk. Wszystkie zakupy spakowałam do innych toreb i wróciłam do przyjaciółki .



Veronica:

Gdy Beth poszła do łazienki, pobiegłam kupić jej prezenty. Wybrałam śliczne Air Max, które strasznie jej się podobały . Potem w Sephora kupiłam jej szminkę i tusz do rzęs.  Usiadłam na ławce przed restauracją, akurat w momencie kiedy wróciła. Połaziłyśmy jeszcze po mieście i o 19 wsiadłyśmy do pociągu, ruszając w drogę powrotną. O 22:30 otwierałam już drzwi do domu. Położyłam się na łóżku i od razu zasnęłam.

______________________________________________________________________
* Veronica też zmieniała szkołę, więc poznała Leo dopiero rok temu
---------------------------------------------------------------------------------------------------------Nowy rozdział <3 Wzięłam się w garść i napisałam dla was go najszybciej jak mogłam. Mam nadzieję, że wam się spodoba. Czy ktoś z moich czytelników był na koncercie BAM w Rzeszowie, Katowicach, Łodzi lub Gdańsku? <3