niedziela, 20 marca 2016

7. Kolacja, skrzyżowane spojrzenia i dziewczna


Leondre:

Miały miesiące a nasza przyjaźń rozkwitała. Mijały miesiące, a ja z każdym dniem zakochiwałem się w niej coraz bardziej.  Zauważałem coraz więcej. Zaważałem jak słodko marszczy nosek gdy się denerwuje.  Jak nakręca włosy na palec czekając na koniec lekcji.  Zauważyłem jak ma w dupie wszystkich chłopaków, którzy do niej zarywają. Zauważyłem, że  zawsze nosi długi rękaw, co zaczyna mnie martwić. Zauważyłem, że kocham ją tak bardzo, iż nie mogę skupić się na niczym innym…



Annabeth:

O 7 przyjdzie Leo, żeby odprowadzić mnie do szkoły. On jest taki kochany, opiekuńczy... Stop. Przestań tak o nim myśleć!!!! Była 6. Ubrałam się:

I ogarnęłam. Szybko zjadłam śniadanie. Gdy wracałam do swojego pokoju, by czekać w nim na

Leo, na schodach spotkałam Jasona. W sumie dawno z nie rozmawiałem. Wychodził z domu wcześniej niż ja. Ja wracałam gdy on już spał.

-Hej bracie- przywitałam się

-Cześć młoda, czekasz na Devriesa?

-Tak, odprowadza mnie od szkoły

-Ok., ja lecę, pa- powiedział

-Pa- westchnęłam i poszłam do swojej nory. Usiadłam na kanapie przy oknie i pogrążyłam się w rozmyślaniach. Znowu… Tym razem myślałam o Jasonie. O tym jak musi być mu trudno. On przecież też stracił rodziców. Ale w przeciwieństwie do mnie nie miał czasu na pogodzenie się z tym. Musiał iść do pracy. Opiekować się mną i Susan. W sumie  Sus jest w takiej samej sytuacji co on. Ona też musiała iść do pracy. Oboje mnie utrzymują. A ja zachowuję się tak niewdzięcznie… Usłyszałam dzwonek. Zbiegłam na dół.  To był Leondre

-Cześć Leo

-Hej Beth, sorry, że tak wcześnie, ale jakoś tak wyszło

-Nie no spoko. Napijesz się czegoś

-Jakby nie zrobiłoby ci to problemu to poproszę herbatę

-Ok., możesz iść do mojego pokoju, wiesz gdzie jest. Ja zaraz przyjdę

-Oki- powiedział i wszedł po schodach



Leondre:

Tak bardzo chciałem ją już spotkać, że wyszedłem pół godziny przed czasem. Wpuściła mnie do domu i kazała iść do swojego pokoju. Wczłapałem się po schodach . Otworzyłem drugie drzwi po prawej. Usiadłem w fotelu. Rozejrzałem się wokół siebie. Byłem w tym pokoju tysiące razy. Nagle moją uwagę przykuł, częściowo zasłonięty przez  zasłonę zawsze tam wiszącą, napis. Wstałem i podszedłem do ściany. Odsunąłem materiał .Długa, czarna zasłona spadła na podłogę. Na szarej ścianie było mnóstwo cytatów.

„I to cholerne uczucie gdy rozmawiacie ze sobą, ale ty wiesz, że nic dla tej osoby nie znaczysz”

„Gra w wisielca tak jakby uczy nas aby uważać na słowa bo mogą one pozbawić kogoś życia”

„Scooby Doo nauczył nas, że prawdziwymi potworami są ludzie”

„Muszę o nim zapomnieć, muszę…”

Patrzyłem na tą ścianę i łzy zebrały mi się w oczach. Ona tak cierpi… A ja nic nie wiedziałem… Wreszcie spojrzałem na ostatni napis

„Jesteś kompletnie sama. Zawsze jesteś sama. Wszystko inne to urojenie”

Łza spłynęła mi po poliku.  Moja  Annabeth…

Usłyszałem kroki na schodach. Szybko założyłem materiał, otarłem łzę i usiadłem w fotelu.

Beth weszła. Wziąłem od niej herbatę. Rozmawialiśmy o błahych sprawach a ja cały czas myślałem o tych cytatach… O tym jak ona cierpi…



 O 8:40 byliśmy w szkole. Charlie i Veronica już na nas czekali. Przywitaliśmy się i weszliśmy do klasy.  Zaczynaliśmy biologią.  Sprawdzian… Ehhhh…

Na szczęście jest to lekcja, którą mniej więcej ogarniam. Usiadłem w ostatniej ławce pod ścianą. Annabeth w czwartej w środkowym rzędzie. Widziałem ją idealnie. Wszyscy dostaliśmy kartki i zaczęliśmy pisać. Skończyłem po 20 minutach odłożyłem kartkę na brzeg ławki. Spojrzałem na nią.  Gryzła końcówkę długopisu i marszczyła nos. Czyli nic nie wiedziała.  Popukała paznokciami w ławkę czyli coś ją rozpraszało.  Poprawiła włosy. Czyli jest pewna, że dostanie złą ocenę. Nagle odwróciła się w moją stronę. Zerknęła  na mnie. Gdy napotkała mój wzroku szybko odwróciła głowę, rumieniąc się. Zaczęła nerwowo bazgrać po swojej kartce. Zabrzmiał dzwonek. Szybko oddała nauczycielce kartkę, pociągnęła Verę za rękę i razem wyszły z klasy.

Resztę dnia praktycznie ich nie widzieliśmy. Wchodziły na lekcje spóźnione, wychodziły równo z dzwonkiem. Gdy wszystkie lekcje się skończyły wybiegły ze szkoły.  Veronica napisała Charliemu, że spotkamy się jutro w szkole. Beth milczała.



Annabeth:

Gdy Leo przyłapał mnie na patrzeniu na niego, na biologii, uznałam, że muszę dziś od niego odpocząć. Ma na mnie za duży wpływ. Nie mogę się przez niego skupić… Ciągle myślę o nim…

A tak zmieniając temat, wymyśliłam jak mogę się w małym stopniu chociaż, odwdzięczyć mojemu rodzeństwu za troskę. Wszystko opowiedziałam Verce, pomysł bardzo jej się spodobał. Po szkole poszłyśmy do mojego domu, zostawić rzeczy.

-Sprawdź co mam w lodówce  Veronic

-Się robi szefowo- mruknęła ze śmiechem, otwierając lodówkę. No więc masz sałatę, pomidory, masło, mleko, ciastka maślane… WTF! Beth trzymacie ciastka maślane w lodówce?! Kto normalny trzyma ciastka w lodówce?!- roześmiałam się

-Przypominam, że my nie jesteśmy normalni

-Faktycznie, to wszystko wyjaśnia…



Poszłyśmy do sklepu. Po kupnie wszystkiego co było, postanowiłyśmy wrócić do domu drogą przez parku.  Słońce świeciło mocno. Była wiosna. Nareszcie… Szłyśmy, gawędząc. Usłyszałam wesołe piski. Odwróciłam się. Ujrzałam Leo, trzymającego jakąś dziewczynę w pasie, okręcającego ją wokół siebie. Zabolało. Bardzo… Devries zobaczył mnie. Szybko odwróciłam głowę. Pociągnęłam Veronicę za rękę i przyśpieszyłam kroku

-Beth!!! Beth!!- zawołał. Musiałam się zatrzymać.

-O hej Leo

-Hej Leondre- przywitała się Vera

-Hej Veronica, to jest moja siostra Tilly- powiedział, wskazując na dziewczynę , o którą przed chwilą byłam zazdrosna. Rozluźniłam się.

-Hej Veronica- dziewczyna podała mojej przyjaciółce rękę – Hej Annabeth, Leo dużo mi opowiadał o tobie- mrugnęła do mnie- Faktycznie jesteś śliczna tak jak ciebie opisywał- Devries zatkał jej usta, dłonią

-Czemu wszyscy mi to robią – mruknął do siebie. Dziewczyny roześmiały się .  A ja stałam sobie, z rumieńcem na twarzy.

-Dobra Vercia idziemy, bo jeszcze dużo do zrobienia- powiedziałam w końcu. Pożegnałyśmy się i poszłyśmy do domu. Posprzątałyśmy w nim i wzięłyśmy się za robienie kolacji. Około 17 skończyłyśmy.

-Dziękuje kochanie, nie wiem jak dałabym sobie bez ciebie radę- przytuliłam ją na pożegnanie

-Zawsze do usług skarbie- pomachała mi i wróciła do siebie. Akurat gdy zniknęła za rogiem, przyjechał Jason i Susan. Na powitanie uścisnęłam ich i zaprowadziłam do jadalni.  Susan oczywiście się popłakała, Jason też  był wzruszony. Usiedliśmy przy stole i zajadaliśmy to co ja z pomocą Magret zrobiłyśmy.  Rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Wreszcie zachowywaliśmy się jak normalna rodzina. Po kolacji, usiedliśmy razem przed telewizorem i pijąc kakao oglądaliśmy ostatnią część Harrego Pottera .  O 22 kazali mi iść spać.  Gdy tylko się wykąpałam, włączyłam laptopa. Zalogowałam się na Facebook’ u.  Oprócz setek wiadomości od ludzi ze starej szkoły, które zignorowałam, dostałam 1 zaproszenie do znajomych. Tilly Devries. Przyjęłam. Od razu dostałam od niej wiadomość

- Hej

-Hej- odpisałam

-Ct?

-Ok., a u cb?

-Też dobrze. A Cr?

- Właśnie miałam dzwonić do Very

-A to, nie przeszkadzam

-Nie, nie spoko. To może zaczekać

-Okej

- Tilly, mogę zadać ci pytanie?

-No pewnie!

-Czy Leo serio mówił, że jestem śliczna?

- Leo? Oczywiście. Cały czas o tobie nadaje J

-Aha, okej. Ja już muszę lecieć. Dzięki. Paa

-Spoczko. Paaa


--------------------------------------------------------------------------------------------------------
Od taki lekki rozdzialik na niedzielę ;-)
Mam nadzieję, że się spodoba

2 komentarze: